niedziela, 25 grudnia 2011 0 skomentowało

Śmy dojechali...

... odespali, nagotowali, nażarli się, znowu nagotowali oraz nażarli się znowu.
Młoda okupuje kompa, postaram się dorwac później ;)

Wesołych Świąt!!!!
wtorek, 20 grudnia 2011 2 skomentowało

Zamiast przygotowan,...

... urzadzilismy sobie maraton filmow z Jason Stathamem.
Czyli Wieczor Kichy :D
Stwierdzilam takoz, ze blogspot pelen jest blogow o amerykanskich rodzinach wielodzietnych oraz o Bogu. Hmmm.
Probowalam znalezc cos nowego, ciekawego do czytania. Bezskutecznie.
Z drugiej strony to w sumie moja wina, ze nie naleze do grona bloggerskich mam, opisujacych poczynania swoich pociech. I smuci mnie to trochu, nie bede ukrywac, bo latka jednak leca.
(Przyznac jednak musze, ze leca mi wolniej niz coponiektorym innym - w piatek mnie pani o dowod poprosila, gdy fajki kupowalam. Mloda wyjakala z oburzeniem 'But it's my... my... my mom!!!', na co pani swierdzila 'Oh? I thought u were mates' Ehehehe, ma sie ten wyglad pietnastolatki :D )
poniedziałek, 19 grudnia 2011 0 skomentowało

Niebywale,

... jak mozna sie sciorac, wypijajac pol butelki Lambrini :D

Aanyway.

Weekend dosc napiety byl faktycznie, ale stanowczo udany. Rezultatem wiru porzadkow jest jednak nawrot bolu plecow. Na szczescie na pomoc przyszla szwagierka i, pare tramadolow pozniej, bol zniknal. Zaluje takze, ze w ramach 'wisienki na czubku tortu' nie moge ubrac choinki - bo choinki w tym roku nie mamy. Nadrabiaja za to jak zwykle za nas tesciowie - w tym roku maja znowu trzy :)


Sprawy podrozy zapiete na przedostatni guzik. Nie moge sie juz srody doczekac. Troche nadal mnie martwi, jaka bedzie pogodowo sytuacja na drogach, w koncu opon zimowych nie posiadamy. 
Zostalo mi tez nagranie swiatecznej CD do auta, z pozycja numer jeden: Chris Rea 'Driving Home for Christmas' :D

sobota, 17 grudnia 2011 0 skomentowało

Well the weather outside if frightful...

... and the fire is so delightful,
since we got no place to go
let it snow, let it snow, let it snow.

Let it, czemu nie? :)
Wczoraj na Zakladzie mielismy swiateczny obiad. Stolowka slicznie przyozdobiona, swiateczna muzyka w tle, papierowe korony na glowach. Stanowczo swiatecznie.
Jesli ktos sie zastanawia, o co z papierowymi koronami chodzi, to nie mam pojecia. I moi znajomi Anglicy tez nie maja. Korony wyciaga sie z papierowych krakersow, razem z kawalem oraz upominkiem. Oczywiscie zaraz po tym, jak krakersem sie 'strzela' (Ty trzymasz jeden koniec, wspolbiesiadnik drugi i ciagniecie. 'Wygrywa' ten, komu wiecej w rece zostanie). Hmmm. My sie lamiemy oplatkiem, oni krakersami.
Smiali sie ze mnie znajomi do rozpuku, po tym jak im opowiedzialam, ze w moje pierwsze swieta w UK ja takiego krakersa ostroznie rozpakowalam, bo nie mialam pojecia 'czym sie to je'. Teraz juz wiem, nawet mam opanowana technike trzymania mojego konca w taki sposob, zeby 'wieksza polowa' mi w rece zostala :)


Chwilamoment, przenosze sie do sypialni, bo tu mi w piecu zgaslo (so much for delightful ;))...
Piec w sypialni dziala na wegiel, ktorego mamy o wiele wiecej niz drewna - oszczedzam sie znaczy.

Bo generalnie to mam barke dla samej siebie w ten weekend. Chop we Francji na slubie brata (nie to, ze nie zaproszonam, mala ceremonijka to tylko, wesele sensu stricte bedzie w UK w przyszlym roku); Mloda wyekspediowalam do matki; tylko ja, psy i butelka Lambrini (dla mnie, nie dla psow). Czyli cisza i spokoj. Zen.
Jutro bedzie zen troche mniejszy, bo plan dnia dosc napiety. Na liscie mam napelnienie zbiornikow na wode czysta (szlauch zapobiegawczo przywloklam do pokoju, coby mi nie zamarzl - czlowiek uczy sie na bledach ;)), oproznienie kibelka i wywoz smieci, pranie, porzadki generalne oraz wstepna selekcje rzeczy, ktore ze soba zabieramy (rzeczy typu przescieradlo dla rodzicow, ktorego juz trzy razy zapomnialam ze soba do Polski zabrac). Mam nadzieje, ze wszystko sie do auta uda zapakowac :)
I ja wiem, ze nie powinnam narzekac na pogode, bo w PeeLu zapewne zimniej - ale pizdziawica piorunska tu ostatnimi czasy. Oraz snieg sie wczoraj pojawil, taki niesmialy na razie, ale wszyscy w sumie maja nadzieje, ze popada mocniej niedlugo.
Nadzieja ta z roznych pobudek w sumie, ale przewaza opinia: 'Jak nas zasypie, to nie bedziemy musieli ro pracy isc.' W sumie czemu nie? :)

Tym optymistycznym akcentem...


czwartek, 15 grudnia 2011 0 skomentowało

Za tydzien...

... o tej porze bedziemy na promie. Albo w okolicach Dover w kazdym razie. Nie moge sie juz doczekac!!! :)
W drodze powrotnej zalatwilam nam z Mloda nocleg u mojej ciotki w Duisburgu. Mam nadzieje, ze nie bedzie niezrecznie, bo to ciotka 'przyszywana' w sumie, ktorej nie widzialam od lat jakichs 17stu. Za kazdym razem jednak jak jej Muska opowiadala, ze do Polski sie wybierajac przez Duisburg przejezdzamy, ciocia zapraszala nas w gosci. W tym roku postanowilam o zaproszeniu przypomniec :) No i oplacilo sie, pokoj goscinny na nas czeka. Ulga to dla mnie ogromna.
Zastanawiam sie tylko jak wczesnie bedziemy musialy wstac, zeby na prom w Dunkierce zdazyc, zahaczajac jeszcze po drodze o ulubione 'miasteczko tytoniowe' w Belgii :) Damy rade.

Tak z innej beczki: 'tescie' zachecaja mnie dosc nachalnie, zebym o prace tlumacza sie starala w styczniu. Jednej takiej sie udalo, a podobno jej angielski gorszy od mojego.
Jedynym problemem jest fakt, ze na chwile obecna moj angielski jest lepszy od polskiego. I wkurza mnie to niesamowicie.
Bylam dzis z wizyta u znajomych w Sheffield i sama zlapalam sie na tym, jak czesto zastepuje polskie slowa angielskimi. A tego tlumacz raczej robic nie powinien, sie mnie tak wydaje...
Nic to, namiary maja mi podac, z checia sie przymierze. Na Zakladzie ostatnio troche nudnawo, a nie moge przeciez w nieskonczonosc uzasadniac obecnego miajsca pracy znizka na ciuchy. Juz nie mam gdzie tych ciuchow trzymac... ;) (z drugiej strony, tlumacz za godzine dostaje £15, wiec w sumie bedzie mnie stac na zakupy bez znizek ;))

środa, 14 grudnia 2011 0 skomentowało

You live on a boat???

Wow! It's soooo cool!
Hmm.
No tak, w tej chwili jest super cool, bo sobie nie rozpalilam w piecu rano i lekkie dreszcze z zimna juz mam. Ale to nic. Nikt jeszcze z zimna nie umarl... (ze sie myle? hmmm... ;))
Rozgrzewa mnie mysl o powitalnej kapieli w wannie Rodzicow, ehehe ;)
Anyway.
Jedziemy za tydzien, a pieprzona heat shield sie znowu w aucie obluzowala. Nic to, jak pojade Chopa odebrac z pracy to wstapie na rampe. Juz sie z panem w okolicznym warsztacie umowilam.
To sie lepiej zbierac moze juz zaczne, bo wlasnie zauwazylam, ze przebimbalam w jakis sposob ostatnie dwie godziny. Wydawalo mi sie, ze dopiero poludnie minelo...
Ja nie wiem jak ludziom udaje sie w domu cokolwiek zrobic jak telewizory maja. Ja tylko laptopa z internetem posiadam i czas jakos przez palce szybciutko przelatuje. Kliknie czlowiek tu, zainteresuje sie tym, przekieruje go na tamto, przeczyta jeszcze to i nagle pol dnia szlag trafil. Nie wiem teraz czy sie cieszyc z faktu, ze bateria mi 6 godzin trzyma ;)
Z rzeskim pozdrowieniem! (zaraz na serio zaczne nogami przytupywac bo czuje jak mi paluszki zamarzaja - na szczescie ogrzewanie w aucie dziala :))
poniedziałek, 12 grudnia 2011 0 skomentowało

Czlowiek (czyli ja) probuje...

... a tu wiatr w oczy tylko. 
Wrocilam z roboty po 22:00, majac niesmiala nadzieje na spokojny wieczor, towarzystwo byli w polowie ogladania nowozakupionego 'Percy Jackson and the Lightning Thief', czy jakmutam. Wkurw minimalny, bo oczywiscie nie mogli se filmu wczesniej zapuscic, zeby przed moim powrotem skonczyc, nie? A poniewaz ja filmu jeszcze nie widzialam, to nie usmiechalo mi sie ogladanie od polowy. Takze odpalilam laptopa i nabyty pare dni temu 'Holiday', z Diaz i Winslet. Po prawie godzinie okazalo sie, ze Percy sie skonczyl i teraz to ja jestem niekulturalna, bo siedze i ogladam, a oni juz nie. Pffff. 
Laptopa odpalilam ponownie, gdy towarzystwo juz poszli spac. Surfuje po necie, spokojem ogolnym, zakloconym tylko przez psow chrapanie sie rozkoszuje, a tu nagle po pol godzinie Chop mi z powrotem do pokoju wkracza i spokoj burzy. Bo odczul nagla potrzebe spisania fragmentow mowy, ktora ma na slubie swojego brata za tydzien wyglosic. I nie mialabym nic naprzeciwko, ale ze on przy stole siedzi, to psy kolo nas teraz lataja i ogonami przeciag robia, papierosa pali i co chwile prawie mi swieczke zdmuchuje, dym wydychajac (tak, romantyczne swieczki chwilowo rulez, bo nam akmulator sie znowu wyczerpal), mruczy do siebie pod nosem. Noszsz...
Przyznam, ze brakuje mi chwilowo ogromnie wieczornych zmian na Zakladzie w trakcie tygodnia. Brakuje mi moich porankow sam-na-sam. A tu do samych Swiat na rano tylko. Pierwsze 'lates' w styczniu dopiero. Ach jo.

Anyway, przeanalizowalismy kwestie wyjazdu wreszcie (nie to, ze Wigilia zaledwie za 13 dni *roll eyes*). Dog sitters w wiekszosci zalatwieni, Chop wraca wczesniej samolotem, ja wracam z Mloda autem po Nowym Roku. 
Stanowcze jeeee! w kwestii dluzszego pobytu w PL, troche boje sie jazdy powrotnej, bo bedziemy sie musialy kajs zatrzymac, zebym sie zdrzemnac mogla. Zdziwilo i mnie, i Chopa, jak ochoczo Mloda przystala na pozostanie ze mna. Mam nadzieje, ze liczy na spedzenie troche qulity time oraz ze Rodzice moi zawalu nie dostana jak sie dowiedza :)
Tak wiec ten, plany jakies na Sylwestra? Tylko prosze pod uwage brac, ze mam jednostke maloletnia (wyzsza ode mnie) pod opieka ;)
niedziela, 11 grudnia 2011 0 skomentowało

No to moge zapomniec...

... o szczuplym wygladzie tego wieczoru. Wlasnie wpierdzielilam Subwaya, foot long, Spicy Italian.
Czuje nadchodzacy powrot uzaleznienia...
I czy wystarczajaca wymowka jest, ze nie jadlam nic od wczorajszej Zakladowej Christmas Dinner, a rano bylam zbyt skacowana, zeby kanapki do roboty zrobic?? Chyba nie :)
Oj tam :P
Back to work.
czwartek, 8 grudnia 2011 1 skomentowało

Hjuston, mamy problem.

Sie okazuje, ze tescie sie psiakami nie zaopiekuja na czas naszego wyjazdu do PL. Hmmm.
Chwilowo jest burza mozgow, bo usilujemy rozwiazanie znalezc.
Mam nadzieje, ze sie nam uda.

I czemu bilety na prom takie drogie nagle???

Z newsow morotyzacyjnych, ten, moToRyzacyjnych, odpadla mi wczoraj heat shield spod Fokusa Pokusa. Tzn nie calkowicie, polowicznie jeno. Ale sie posralam ze strachu do pracy jadac, bo czulam i slyszalam, ze cos za soba ciagne. Z faktu, ze pozostali kierowcy na drodze mnie palcami nie wytykali, wywnioskowalam ze to nie zderzak (tak, urwalam kiedys zderzak w jednym z poprzednich aut), a po odglosach silnika stwierdzilam, ze to nie rura wydechowa. Na Zakladowym parkingu z ulga potwierdzilam wizualnie, ze i zderzak i rura na miejscu, ale pod autem jakas srebrna plachetka wisi.
Po pracy zadzwonilam po AA i przyjechal Bardzo Mily pan Rob. Baardzo mily. Bezszczebelnie obserwowalam jak mu kurteczka podjezdzala a spodnie sie zsuwaly w trakcie jak sie pod auto wczolgiwal. Buhahaha :D Potem zaprosil mnie do swojej furgonetki, 'zeby od zimna i wiatru uciec' w trakcie papierow wypelniania.
Nie no, tak serio mowiac to chyba pedofilia by to lekka z mojej strony byla, bo tak na oko mlodziutki pan Rob byl. Ale z drugiej strony ja chwilowo w mojej kurteczce tak na 16 lat wygladam. Zwlaszcza jak kaptur naloze. Wiec ten, wizytowke, co to ja dostalam, warto zachowac ;)

Ok, wracam do burzy mozgow.
COS trzeba wymyslic.
poniedziałek, 5 grudnia 2011 2 skomentowało

Czczczczejndżes...

... bo doszlam wreszcie do tego, dlaczego sie ten upierdliwy obrazek z Photobucketa wyswietlal. Autorka poprzedniego szablonu zwinela interes. No to ja szablon tez zwijam.
Tera bedzie to.
No.

Nie wiem jak u Was, ale u mnie snieg wczoraj sie pojawil. Dzisiaj rano przywitala mnie w drodze do auta urocza burza gradowa. Hmmm.
Zobaczymy co bedzie jutro. Dalej mam nadzieje, na powtorke z zeszlego roku, czyli totalne zasypanie, paraliz calego miasta (bo przeciez oni tu nigdy nie przygotowani) oraz zwolnienie z pracy, bo 'Closed due to snow' :)
Prosze trymac kciuki :D
niedziela, 4 grudnia 2011 0 skomentowało

Miala byc notka...

... bo korzystam w wolnego niedzielnego poranka.
Mloda u matki, Chop u znajomego kafelki kladzie, pelen relaks i odprezenie...
No to zonk lekki, bo wlasnie odebralam telefon, ze maszynka do ciecia kafelek nabyta w piatek w Wickes sie przed chwila spektakularnie sfajczyla. A rachunek za nia lezy przede mna na stole. Nie ma to jak Chop(y) i jego (ich) organizacja.
Beta to the rescue, jade mu rachunek zawiezc, a potem pewnie bede sie musiala do Wickesa kulnac, maszynke wymienic. Zeby on w tym czasie mogl dalej kafelki ciecia nie wymagajace klasc.
Zeszno...
sobota, 3 grudnia 2011 0 skomentowało

Wkur..., tzn zdenerwowalam sie...

... z lekka. W ta piatkowa noc.
Szwagier z Francyji zlecial na tydzien, trzeba go bylo z lotniska odebrac. Juz sie ucieszylam, ze kolejna wymowka dla mnie do przejazdzki Fokusem Pokusem, dzien i wieczor pod katem zaplanowalam, a tu zonk. Chop stwierdzil ze on jedzie odebrac, bo to jego brat w koncu. No z tym sie nie mialam co klocic.
Ale spoko, szwagier wstapil na herbatke (jakas 20:00 byla), w odwiedziny wpadl jeszcze w miedzyczasie Chopa Kuzyn, Chop kupil po drodze wino bo mu podobno jezyk do pasa juz z ochoty na kieliszek wina wisial oraz mielismy zapodac curry w temacie kolacyjki. 
Pudelko wina oczywiscie napoczeto od razu, a ze Chop z lotniska brata przywiozl, to - surprise surprise - wypadlo na mnie, coby szwagra do domu po rzeczonej herbatce podrzucic. 
Curry na stol wjechalo tak o 22:30.
Pudelko wina dosc szybko tracilo zawartosc (zlopali Chop i Kuzyn).
Wszyscy mile konwersowalismy, tyle ze ja z coraz bardziej nerwowym tikiem spogladalam na malejacy stan wina oraz coraz pozniejsza godzine.
O 00:30 stwierdzilam, ze basta i zasugerowalam, ze na francuski czas juz strasznie pozno przeciez, a oni rano wczesnie wstali (w sensie szwagier i jego maloletnia przybrana corka), wiec moze tak czas sie w droge juz...
Zanim sie do wyjscia zebrano byla 01:00.
Tu musze wyjasnic, dla nie bedacych w tak zwanym 'temacie', ze szwagier obecnie o kulach* i na wozku sie porusza. Mial 4 lata temu raka w miesniu udowym, noge naswietlano, raka wycieto - teraz jednak rak powrocil w kregoslupie, a naswietlana pare lat temu noga mu sie niedawno zlamala. Tak sama z siebie. Takze ogolnie sytuacje bidok ma nienajlepsza. Bo nie dosc ze rak terminalny, to jeszcze zlamana noga sie zrastac nie chce, bo kosc naswietlaniem oslabiona. Na dodatek jeszcze nie dali mu gipsu, tylko 'wbili' pret, wzdluz ktorego kosc ma sie zrosnac. Tyle ze moze to i dwa lata potrwac, a lekarze nie maja w sumie pojecia, ile mu jeszcze czasu z nami wszystkimi zostalo...
No wiec zanim sie do wyjscia towarzystwo zebralo, zanim po schodach sie na poklad wykustykalo itepe - bylo dobrze po pierwszej. Pod dom zawiozlam, torby wniesc pomoglam, wozek skladany inwalidzki z bagaznika wyjelam i, do kupy poskladawszy, do mieszkania wprowadzilam, odebralam pranie, co to je rano w szwagrowej pralce wstawilam i wrocilam na barke, gnana mysla o kieliszku wina i milym towarzystwie na mnie czekajacym.
I co? Jajko.
Chop w sypialni, spi. Kuzyn chrapie na kanapie w pokoju tzw 'duzym'. Entuzjastycznie powitaly mnie jeno nasze psy.
Noszkurrrrr...
Wina se nalalam, pranie powiesilam, i zale sie teraz tu Panstwu.
Nastepnym razem sie nie dam tak wycyckac.




* Zabawna historia z ostatniego szwagra w UK pobytu:
Pojechalam do jego mieszkania pranie robic (bo nasza pralka niestety jakis czas temu umarla), parkuje pod domem i widze, ze inne, skads mi znane, auto stoi. Patrze, a geba za kierownica tez znajoma. Okazuje sie, ze szwagier w gosciach byl i kumpel go wlasnie odwiozl. Na kumpla mowimy One Legged Steve, bo pare lat temu stracil lewa noge w wyniku jakiejs infekcji. Steve ogolnie ma proteze, ale ze cos to tam uwierala, to chwilowo o kulach chodzi.
No wiec wychodza obydwoje, szwagier i Steve, z tego auta. Kazdy ze swojej strony, kazdy o kulach. I sorry, pomimo powagi niepelnosprawnosci, nie moglam sie od smiechu powstrzymac :)
Co nalepsze, opowiedzieli mi jak to dopiero co gadali na temat zakupu auta typu Robin Reliant, kore, z racji konstrukcji, jest z przodu lekko zwezane. Bo Steve ma tylko jedna noge, a szwagrowi francuscy lekarze nadal ampuacja groza (jesli nie bedzie postepow w zrastaniu sie kosci zadnych).
No to jak ja sie mialam nie chichrac na widok ich obydwu o kulach z auta wychodzacych?? :)



środa, 30 listopada 2011 0 skomentowało

Gródź, tank...

... jedna cholera w sumie. 
W kazdym razie podloga tam zrobiona juz, dwa dni mu zajelo. Piecyk tez maly, wlasnej roboty (ze starej butli gazowej), jest. Oraz śmigo. 
Serio, teraz wystarczy ino tam napalic i od razu w pokoju cieplej.
Zdjecia beda jak se pokoj posprzatam, bo na razie sznury z praniem mi zaslaniaja :) 
Wzielam sie za pranie hurtowe poniewaz, odswiezam zimowe ciuchy w szafek zakamarkach latem trzymane. 
I skad ja tyle szalikow, chustek i par rekawiczek wzielam??? Nie mam zielonego pojecia.

Przyszedl tez dzisiaj katalog Joe Brown's do domu. I sie zakochalam. Nie tylko w tym jednym zreszta :) 

Oczywiscie musza sale miec, nie? Musza mi nerwy szarpac?? Heh, slicznosci...


Aaaaaanyway.
Na Zakladzie metlik, bo WTEM sie okazalo, ze jednak ten peak mamy (szczytujemy, eheheh). Zaczal sie w sumie peak na poczatku listopada podobno, ale szczytowalismy na calego dopiero wczoraj, bo klienci i po 20 minut w kolejkach czekali. Rzucili na Kalejdoskop broszurke z wyprzedazami i paniom sie w glowach (mowiac oglednie) poprzewracalo. Dzisiaj powrot do normalnosci, czyli cisza. Z broszurki marne niedobitki pozostaly. Glownie w malo popularnym w Anglii rozmiarze 10 ;)
Ja upolowalam to. A Christmas pressie for meeeee... ;)


Oprocz tego, ze na tekstylia poluje, szukam tez w chwilach wolnych drewna. Opalowego sie znaczy. Bo pizdziawica nieziemska ostatnio i w piece trzeba ladowac. 
Wczoraj np wyszpiegowalam na Zakladzie stosik drewna do utylizacji. Panowie pracujacy na rusztowaniach zostawili. Od slowa do slowa, po pracy zakrecilam sie Fokusem Pokusem i wpakowalam co sie dalo w bagaznik. Dzisiaj Rich reszte wiekszych kawalkow do Disco poupychal. I bedzie z tydzien ogrzewania :) 
Stare szafki z Zakladowej recepcji, wyszpiegowane na wiosne, juz dawno z dymem poszly :)


No i tak o. Jak sie ktos spyta "Co w chwilach wolnych, Beto, porabiasz?", to juz wiecie.


I czy Wam tez ten upierdliwy 'obrazek' z photobucket na srodku strony wyskakuje??? Nic mi nie wiadomo, zebymm jakies zdjecie z bucketa tutaj linkowala, hmmmm...

sobota, 26 listopada 2011 0 skomentowało

Miala byc notka...

... to sie zaczytalam u innych. A przerwa obiadowa mi sie konczy.
Soz, like ;)
Dam glos wieczorem, mam nadzieje ze bedzie sie gdzie z lapkiem rozlozyc. Bo wczoraj Rich postanowil sie za ocieplanie przedniej grodzi barki zabrac i cala podloga stamtad wyladowala w roznych konfiguracjach w tak zwanym duzym pokoju. Hmmm.
Jak jeszcze nie posprzatal, to zrobie zdjecie jakies, bo wydaje mi sie, ze 'przednia grodz barki' moze niewiele znaczyc dla tych, ktorzy u nas nigdy nie byli ;)
czwartek, 24 listopada 2011 0 skomentowało

29 dni, 57 minut, 30 sekund...

... do...
Jak tam w PL? Bo tu juz sie nagonka zaczela. Nawet dzisiaj zauwazylam upstrzony migajacymi lampkami balkon.
Choinek jako takich jeszcze niet, ale pewnie niedlugo wysypia. 
My na Zakladzie jeszcze sie co prawda nie ustroilismy, ale to pewnie tez niedlugo sie zmieni. Wiekszosc klienteli za to twierdzi, ze zakupy swiateczne juz zakonczyla. Super, ja nawet nie zaczelam :)
Nasze coroczne zakupy od paru lat odbebnialismy w duzej Asdzie, w Wigilijne popoludnie. W tym roku otworzyli nam jeszcze wieksza Asde, jeszcze blizej - result. Trzeba bedzie jednak tradycje przerwac, skoro do PL sie wybieramy :) I cieszy mnie bardzo fakt, ze wreszcie bede mogla prezent(y) w Wigilie otworzyc (jeeee!), bo tu mi Rich (menda jedna) nie pozwala. Musze zawsze do 25go rano czekac.
Zreszta bardziej wkurzajacy jest w sumie fakt, ze wspomnianego 25go Mloda robi pobudke o 5 rano. Zeby prezenty odpakowac. Bo taka tradycja. 
Wyciaga sie rodzicow z lozka, otwiera prezenty, dzieci sie prezentami bawia/ciesza, a rodzice ida dalej spac. Trochu dziwne, nie? :) Angielscy rodzice jednak narzekac nie moga, bo sami pamietaja, jak dziecmi byli i wlasnych rodzicieli nad ranem z lozek wyciagali. A co ja mam powiedziec??? :)
Biedne te dzieci angielskie zreszta, bo nie maja ani Dnia Sw. Mikolaja, ani Dnia Dziecka. A u nas tyle dodatkowych prezentow mozna bylo nazbierac :D:D


Nie wiem co mnie tak na notke swiateczna pod koniec listopada w sumie wzielo, moze ten migajacy balkon mnie tak nastroil.
Anyway, zyczen jeszcze nie skladam, prosze sie nie bac.
Zyczenia zloze osobiscie :D



wtorek, 22 listopada 2011 2 skomentowało

No ja nie wiem...

... wczoraj mowie, ze musze przestac kase wydawac, a dzisiaj sie dowiaduje, ze Zaklad nam na swieta 50% znizki daje. Ehehe :D
I ktos sie jeszcze dziwi, dlaczego pracy nie zmieniam?? ;)

Aha, ogolnie jak ktos chce, to mozna zamowienie zlozyc. Jestem w PL na Swieta to przywioze ;)
Ide liste zakupow robic...
2 skomentowało

I love the Welsh accent, I do

... and I'd like to speak like they do, I would.
Serio serio.
Pytalam kumpele z Zakladu, dlaczemu to oni tak sie powtarzaja w swoich wypowiedziach i nie umiala mi wytlumaczyc. A mnie za kazdym razem sie geba smieje, jak z jakas pania gadam :) (z panami tez, zeby nie bylo dyskryminacji). Swietny akcent, wyrazne artykulowanie i przeciaganie niektorych liter i sylab. No i te niemozliwe dla laika wymowy slow takich jak Llandudno (z 'plujacym' H na poczatku... w sumie to takie polaczenie h i naszego ś...) czy Gwynedd. Ze nie wspomne juz o Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch, czyli najdluzszej nazwie w UK (Anglicy skrocili se do Llanfair PG, hehe :) ).

Walia Walią, dziekuje Szczesliwej Gwiezdzie tak zwanej, ze mnie nie zawialo do Glasgow, bo chyba bym sie pociela, jakbym po paru latach zaczela mowic tak jak Glasgowianie (tzw 'gest Alfa' tu nastepuje*).

Anyway.

Sezon grzewczy w pelni. Pizdziawica na dworze coraz wieksza. Po cholere ta zima w ogole??

Z newsow motoryzacyjnych (bo zauwazylam, ze ostatnio w sumie takie tu dominowaly), Rich zlamal se rano kluczyk do Disco. W stacyjce. Disco wiec nie ma juz standartowej stacyjki i odpala za pomoca srubokreta. Pffff. Bo przeciez my nie mozemy miec aut normalnych, nie?? ;) Na szczescie zamek centralny odpala z 'pilota', wiec nie musi srubokretem przy drzwiach kombinowac....
I nie, do Fokusa Pokusa takoz zapasowego kluczyka nie mam. Trzeba bedzie nabyc stanowczo, tak na wszelki wypadek :)


Tej, cos to grafomanstwo moje dzisiaj stanowczo skladu i sensu nie posiada. To dam sobie moze na razie spokoj. Terry Pratchett, "Snuff", zachecajaco do mnie okladka macha.
Na koniec jeszcze sie pochwale, w temacie zimy, kurtecką nową. Miala byc dla Mlodej, ale ze coponiektorzy maja 'monkey arms', to sie mnie w spadku ostala. Nie powiem, ze sie nie ciesze :D 
Mam ostatnio lekkiego fioła na punkcie ciuchow z Joe Browns zreszta. Fioł na szczescie na razie ogranicza sie do zakupow na Zakladzie, ze znizki pracowniczej korzystajac - nie odwazam sie na strone Joe Browns wejsc, z obawy przed oczoplasem i checia wydania ostatniego posiadanego pensa :)
...
Zeszfak! Weszlam na strone, zeby linka skopiowac. Fakfakfak.
(oddycha do torebki)
Bede twarda i nie dam sie pindzie!! ;)






* Probowalam znalezc na YouTube wytlumaczenie 'gestu Alfa'. Bez skutku. Znalazlam za to Blooper Real. Polecam :D:D:D



sobota, 19 listopada 2011 2 skomentowało

Rano śmano...

... czyli znowu sie nie dopchalam...

Cotygodniowa gwiazdka to wizyty Helen, ktorej syn chodzi teraz z Mloda na spotkania Air Cadets. On dopiero zaczal, Mloda juz mundur i wszystkie regalia ma, wiec go teraz uczy jak poprawnie maszerowac na przyklad (oczywiscie w drodze z parkingu na barke). No a ze spotkania prawie trzygodzinne, dwa razy w tygodniu, to Helen przeczekuje je u nas. A z pustymi rekami nie przychodzi.
Dzisiaj przytaskala zelazko, we srode byly buty (mam nowe trampki Adidasa np.), w zeszlym tygodniu dwie duze pizze (do konsumpcji oczywiscie), jeszcze wczesniej podarowala nam reklamowke klawiatur komputerowych, poduszki, koce. Robi porzadek u rodzicow na stryszku podobno - ciekawe co w przyszla srode nam sprezentuje:)

Co do wieloryba, to telenowela powiewa stanowczo. Nie bede szczegolow podawac, ale Pizdziunia znowu w akcji (wtajemniczeni wiedza o co loto). Takze jest ciekawie. 
Przydomek wielorybi dostala, poniewaz sie dziewczynce przytylo. Dosyc znacznie. Que pena :P
Wojna dosyc otwarta sie chyba rozpeta i bardzo mi przykro, ale bede musiala stanowczo po stronie angielskiej stanac. Wszystkie chwyty dozwolone...


No a na koniec sie chcialam pochwalic moim Fokusem Pokusem :)




Dostalam. I mam nadzieje, ze w ramach przeprosin, a nie prezentu pozegnalnego, ekhem.
Anyway, ja pierdziele, zajebiscie jest miec auto, ktore przyspiesza pod gorke. Miedzy innymi, bo ma oczywiscie tez inne udogodnienia jak np dzialajace ogrzewanie :D I love it!!


I tak ten, stwierdzam z zazenowaniem, ze napisanie tej notki zajelo mi dosc powazna chwile, bo co chwile lapie sie na tlumaczeniu sobie tego co chce wyrazic z angielskiego na polski. Wtopa. Niestety... :(

All in all I have to admit, that the red alert situation we had a couple of months ago sorted itself out. Mostly. There's still little kinks leftover but I think it all looks a lot less depressing and miserable. 
Although, as I found out in Sept, things cannot be taken for granted. I'm definately not planning to do so in the future. Had my share of tears, now I'm going to be laughing a lot more often. Because I do have reasons to smile.
Although I definately will have a lot more reasons to smile, when I manage to shed all the extra kilos I piled on in Poland (love my Mum but still cannot get to grips with her tendency to attack people with food ;))
So.
Looks like Christmas in Poland it is. For the three of us. Cannot wait :D
(Please sign my petition for mild weather at the end of Dec, cause if it snows we'll have to come in the Disco and I'd so much prefer to drive my new baby ;))

środa, 16 listopada 2011 0 skomentowało

No wiec tak...

... nie to, ze nic sie nie dzieje. Bo dzieje sie, ze ohoho. I jeszcze troche. Ale jakos sie nie moge do komputra dopchac.
Sprobuje rano. 
Bedzie o cotygodniowej Gwiazdce, wielorybach (no w sumie to jednym) oraz o Fokusie Pokusie (hehe ;)).
Ide konczyc ostatnia butelczyne Wisniowki z PeeLu przywieziona.
Branoc.
poniedziałek, 17 października 2011 1 skomentowało

Upgrade...

... w temacie motoryzacyjnym.
Nowa zabawka, na razie troche stacjonarna, bo czekamy na dowod rejestracyjny, wiec w chwili obecnej nie ma jak zrobic przegladu i opodatkowac.
Oczywiscie pierwsza rzecza jaka sprawdzilam bylo: 'czy uda mi sie siedzenie do przodu przesunac na tyle, zebym do pedalow dostala'. Sie udalo. Szkoda tylko, ze kierownicy nie da sie obnizyc. No coz, bede sie musiala przyzwyczaic :)





R, sie cieszy, ze wreszcie ma auto pod ktore moze sie w celach naprawczych po prostu wczolgac, bez koniecznosci uzywania lewarka. Ja sie ciesze, ze jak juz wreszcie formalnosci pozalatwiamy, odzyskam dostep do 'wlasnej' bryki (Pierdka) oraz bede mogla z nawiazka odkuc sie za zostawianie smieci w Pierdku na dzien po tym, jak se akurat posprzatalam *evil grin*
Zarty na bok, ale ulga niesamowita bedzie posiadanie znowu dwoch pojazdow. Ja mam juz lekko dosc bujania sie autobusami i faktu, ze pracuje 8 godzin, ale po doliczeniu dojazdow, w domu nie ma mnie przez godzin 11scie. R. ma dosc wstawania o 7:30 i podwozenia najpierw Mlodej do szkoly, a potem mnie na Zaklad - on prace zaczyna o 10:00, a z domu musi wyjsc o 8:00.


Troche sie tylko boje pierwszej przejazdzki. Mialam juz probke parkowania i zawracania na 3 (no dobra, na 6 :P). Kobyla toto straszna, ale przynajmniej wszystko dobrze 'z gory' widac :)


W tym tygodniu zaczynam poszukiwania 'nowego' auteczka dla mnie. Bo Pierdka uwielbiam, ale chcialabym jednak przestac byc posmiewiskiem na lokalnych drogach. Plus chcialabym miec mozliwosc rozwijania pod gorke predkosci wiekszej niz 20 mph :) Z gorki, prosze panstwa, to smigom az milo :D. Pierdek to taki Rolls Canhardly. Rolls downhills, can hardly go up them ;)




Row Marianski zostal troche splycony. W sensie, ze moze nam sie jednak uda na powierzchnie powoli wyjsc. Obaczymy.



środa, 12 października 2011 1 skomentowało

Bonfire night...

... za prawie miesiac, ale juz dzisiaj fajerwerkow pokazy sie zaczely. Nie mialabym nic przeciwko, gdybym ze strony wizualnej korzystala, jednak jak sie siedzi na lodzi bez okien, to slychac tylko dudnienie. Not impressed. 
Mnie sie ze sztucznymi ogniami dalej jedynie Sylwester kojarzy, wiec ciagle musze sobie przypominac, ze to dopiero pazdziernik.
Gazety zapowiadaly tzw 't-shirt weather' do konca tego tygodnia, jak zwykle jednak prognozy sie nie spelnily i siapi. Oraz pada. I mzy. Widzialam co prawda wczoraj pod Zakladem kolesia bez t-shirtu i w krotkich spodenkach ino, tak kole 20:00, ale to raczej wyjatek byl. Na dodatek pijany ;)

11 days till Poland! Yay!! :) 
piątek, 7 października 2011 0 skomentowało

Dobra...

... moze troche przesadzilam, nie moge  sie doczekac domu, w ktorym jestem kochana taka jaka jestem. Wiecie, tak jak Brydzitka Jones.
Bo na razie tak wybiorczo troche.
Zreszta w sumie z mojej strony tez wlasciwie wybiorczo ostatnio.
Zobaczymy czy sie nam uda wybiorczo dopasowac.

Anyway, lato wczoraj spektakularnie oddalo paleczke zimie, dzisiaj jednak zima postanowila ustapic jesieni, co mnie w sumie urzadza. Chociaz juz zdazylam sie z plaszczykami przeprosic i kozaki z ukrycia powyciagac.

Mam w planie Pierdka sprzedac, myslicie ze ktos kupi??? :D
sobota, 1 października 2011 1 skomentowało

No to mamy pazdziernik...

... na razie w kalendarzu tylko, bo na dworze normalnie ukrop.
Nie mam pojecia, co sie z pogoda dzieje, ale od tygodnia jest lato. Wlasnie wrocilam z fajki na tzw zewnatrzu, bo mnie za bardzo przypiekalo.
U Was tez ciepelko?
A podobno pod koniec miesiaca ma byc snieg...
Ale w sumie to mnie nie wzrusza, pod koniec miesiaca jestem w PL, a tam pewnie zimno bedzie i tak :)
Blogowanie mnie przerasta na razie.
Zbyt duzo osobistego sie dzialo i dzieje, ale nie mam odwagi tego tutaj wylac. Tzn ja wiem, ze i tak nikt nie czyta, ale jakos odwagi dalej brakuje.
Miotam sie strasznie i nie wiem co ze soba na razie robic.
Takze w sumie chwilowo robie wielkie nic i wegetuje z dnia na dzien. Wyczekujac 23go, domu, w ktorym jestem kochana oraz butelki Wisniowki.
poniedziałek, 12 września 2011 2 skomentowało

Polamalo mnie.

Jakies dwa tygodnie temu.
Zwykle bol kregoslupa trzyma mnie do czterech, pieciu dni i znika po ataku tabletami i masciami; teraz, chuj zbolaly, nie chce puscic.
Lekarz, z ktorym wizyte chcialam umowic, oddzwonil do mnie zeby diagnoze przez telefon wystosowac. Sie to u nich triage nazywa. Zeby uniknac przepelnionych poczekalni, lekarz cie bada przez telefon. No i moj wynik byl taki, ze mam sie dalej szpikowac ibupromem (ichnim ibuprofenem) i co-codamolem (podoba mi sie nazwa, jakby sie ktos jakal ;) ). No to sie kurwa szpikuje. Codziennie.
Chyba dzisiaj zadzwonie znowu, bo juz mi sie znudzilo chodzenie w pozycji wykrzywionej jak paragraf.

Z wiesci innych, Pierdek coraz wiecej opieki wymaga. Oprocz dolewania wody do chlodnicy, musze teraz przed prawie kazdym wyruszeniem w trase pompowac lewe przednie kolo. Na szczescie mam wlasna sprezareczke, ktora mozna do gniazda zapalniczki podlaczyc. Mam takze juz na stanie odpowiedniej dlugosci patyk, ktorym podpieram maske. Pelen hardkor.
Snilo mi sie dzisiaj, ze pojechalam oddac na zlom jakis kawal gowna, na barce znaleziony ('gowna' oczywiscie w przenosni) i okazalo sie, ze mi wyplacili ponad £2000, bo sie okazalo, ze gowno z platyny bylo. Pierwsze co sobie pomyslalam, to 'o, wreszcie se kupie normalne auto...'. Tiaaaa...


Anyway, komu w droge, temu sprezareczka. 
Czas sie na Zaklad zbierac, milego wszystkim.



poniedziałek, 29 sierpnia 2011 4 skomentowało

Akcja pod tytulem 'home alone'...

... dobiega konca. Rodzinka wraca we wtorek. A ze ja we wtorek mam wolne, to moge sobie pozwolic na niezaklocone leniuchowanie do wtorku w sumie rano, oraz na szybki wir sprzatania, zeby wszystko lsnilo czystoscia na ich powrot. Potem bede oczywiscie utrzymywac, ze sprzatalam na biezaco, prosze moja wersje uwierzytelnic w wypadku jakich pytan, ok? ;)

...

Czytam obecnie 'Dzienniki Gwiezdne' Lema, chcialam wiec zalinkowac notke z wczesniejszego bloga, w ktorej tez sie Lemem zachwycalam... i... wsyslo mnie na pol godziny, bo poczatki kolumbijskie  wertowalam. Heheh, sie kiedys kochliwym bylo :D:D (tiaa, dalej sie jest, vide poprzednia notka o Conanie ;) )
Anyway, nigdy po reszte Lema nie siegnelam w sumie, wiec teraz mam plan to nadrobic. I jezeli moj jezyk pisany troche archaicznym sie stanie, przeprosic chcialam na wstepie, Ijona Tichego dzienniki jednakowoz takim wlasnie sa pisane (ehehe).
Jestem na podrozy dwudziestej pierwszej wlasnie, skonczylam przed chwila dwudziesta, gdzie Ijon Tichy byl Naczelnym Dyrektorem Programu TEOHIPHIP. Na serio czapki z glow. Pomijam wymyslanie nowych swiatow i postaci, ale dopasowywanie postaci istniejacych i robienie science fiction z Historii Powszechnej to juz wyzsza szkola jazdy :)


... 


Znowu w przeszlosci kolubijskiej utknelam. Fak. Chociaz dzialo sie to lat temu dziesiec, to przyznam, ze wiekszosc dalej idealnie pamietam :)




To na koniec pare zdjatek.
Poczulam w piatek chetke nieprzejeta na salatke warstwowa, wiec zakupilam potrzebne produkty i wzielam sie do roboty.


Poniewaz ktos zapier... zabral ze soba na wywczas owieracz do konserw, musialam poradzic sobie w inny sposob :)


Salatka wyszla pierwszorzednie, do pary dodalam tez pierogi z miesem, znalezione w sklepie typu Asda (Tak, w wieku lat X dalej nie umiem robic pierogow :P Zreszta wlasnie pojelam, skad bylo mnie w tej Kolumbii stac na to cale imprezowanie i nowe ciuchy - nic nie wydawalam na jedzenie :D Jak jestem sama ze soba, to niewiele jem / gotuje. Od trzech dni jem wlasnie na przyklad paczke czipsow typu nachos, i jeszcze mi dosc duzo zostalo :) )



Nom, to tyle w kwestii bloga kulinarnego.
Mialam jeszcze gdzies zdjecie kawalka Orange Chocolate Fudge Cake z polewa czekoladowa i smietanka, ktorym mnie pare dni temu Szwagierka poczestowala, ale nie bede Wam robic za duzej chetki ;) 

Na sam juz koniec zdjecie dzisiejszego zachodu slonca. Moj nowy telefon jednak kiepsciejszy od poprzedniego aparat ma, wiec wyszlo tak sobie, ale czerwien i pomarancz nieba i wody zapieraly dech w piersiach:


Szkoda, ze lato sie juz konczy. Chociaz ciesze sie nie jesien w sumie blisko, bo na jesieni mam urlop!!
I bilet na 23/10/11 kupilam!
Zobaczy sie kto ze mna?? ;)
:*


piątek, 26 sierpnia 2011 0 skomentowało

Zeby nie bylo...

.... zbyt ostentacyjnie, to ja tylko linka wkleje. Do Conana. Ehehehe.
Sie Chop obruszyl jak mu powiedzialam, ze sie na widok Conanowych posladkow slinilam :D:D

czwartek, 25 sierpnia 2011 0 skomentowało

Khal Barbarzynca...

... to znaczy Conan Drogo. Ekhem, Conan Barbarzynca mialam na mysli. Co sie okazuje - grany przez tego samego aktora co Khal Drogo w 'Game of Thrones'. Hehe.
Ja wiem, ze slomiana wdowosc zapewne na mnie w pewnym stopniu wplywa, ale nowy pan Conan calkiem fajny tylek ma :D:D
Recenzje filmu kiepskie byly, ale korzystajac ze srody w Orange, wybralysmy sie ze szwagierka do kina. No i tylek sie nam obu spodobal... Tzn ten, film, film sie nam obu spodobal ;)
Nie wiem tylko zupelnie, w ktorym momencie miala sie niby pojawic ta Polka, co to sie w Hollywood wybila. W wywiadzie Katarzyna Wołejnio opowiada, ze "...w końcu gram jego kobietę, jego wybrankę...". Hmm. A mnie sie wydawalo, ze to mniszka Tamara gole posladki Conana ogladala.
No nic, nie bede sie czepiac, fajnie by jednak bylo, zeby Polacy nie rozmuchiwali epizodycznych rol naszych krajan do tak gigantycznych rozmiarow. Po naglowkach bylam sklonna uwierzyc, ze Katarzyna Wolejnio faktycznie zostala 'dziewczyna Conana'. 
Anyway, mam na tapecie powtorne obejrzenie niektorych odcinkow "Gry o Tron", bo wydaje mi sie, ze tam tez Jason Momoa posladkami swiecil ;)



niedziela, 21 sierpnia 2011 0 skomentowało

Nie to, ze mi sie nudzi...

... nienienie, zupelnie przeciwnie.
Staralam sie opierdzielac z powodu faktu, ze Chop z Mloda w piatek na wywczas pojechali, nawet dobrze mi w sobote rano poszlo, potem jednak czasu na nude zabraklo.
W sobote szwagierka zaprosila mnie na Fake Festival, bo dostala od nich pare darmowych biletow w zamian za pozwolenie umieszczenia reklamy na farmie. I dzieku Bogu za darmowe bilety w sumie, bo ogolnie impreza byla taka sobie. Chociaz szczerze mowiac nie dotrwalismy do Really Hot Chilli Peppers ani Fool Fighters, moze oni jakas wieksza klase by pokazali. Niestety jednak musialam na barke wrocic i psiaki wyprowadzic, wiec zwinelismy sie dosc wczesnie. Trafilismy za to idealnie z kolega Grzeskiem na fajerwerki z przeciwnej strony kanalu - sasiedzi wesele mieli. Nie bede roztrzasac faktu, ze kiedys na sasiedzkie imprezy bylismy zapraszani, a tym razem jakos nikt pary z geby nie puscil (widocznie za bardzo zaszlismy im za skore chodzacym w ciagu dnia generatorem i odglosami szlifowania, spawania i ciecia drewna :D ), fajerwerki bylo widac doskonale z mojego pokladu takoz.
Potem zapakowalismy do bagazika Pierdka wozek z Asdy, ktory ktos na brzegu kanalu zostawil (ledwie sie zmiescil) i pojechalismy go do supermarketu oddac. Niestety Asda za odzyskane wozki nagrody nie przewiduje...
Wieczor i poranek spedzilam na integrowaniu sie z polskimi znajomymi w Sheffield, wczesne popoludnie natomiast na stanie w korku w drodze powrotnej. A potem na dalsze stanie w korku w oczekiwaniu na furgonetke AA, bo mi sie Pierdek przegrzal. Pfff.
Nie zrobil tego po raz pierwszy, juz wczesniej udalo mu sie cala wrzaca wode z chlodnicy wypluc na wszystkie strony, wiec profilaktycznie woze w bagazniku butelke z woda do dopelniania. Tyle ze tym razem po wlaniu w chlodnice zawartosci calej butelki okazalo sie, ze do pelnego napojenia Pierdka mi daleko, wiec zadzwonilam po pomoc. I tak se stalam, stajac sie atrakcja dla wszystkich wspolkorkowiczow mnie mijajacych. Pare osob sie w sumie zapytalo, czy wszystko w porzadku, ale najpierw nikt nie mial przy sobie wody, ktora moglby mi dac, a potem juz tylko odpowiadalam, ze wsio ok i ze czekam na AA.
Wiec tak o, z leniwego popoludnia nici.
Wypadalo by sie w sumie zabrac teraz za sprzatanie jakies, bo oczywiscie Chop z Mloda burdel na kolkach po pakowaniu sie zostawili.
Wczasuja sie we Francji, u szwagra, pojechali motorem i juz mnie doszly narzekania od Chopa, ze on 'za stary na takie trasy na motorze', ze obolaly strasznie. Coz, no pain - no gain, hehe :)
To ja znikam sprzatac w takim razie, jak zrobie wszystko dzis, to przez kolejny tydzien nie bede musiala ruszyc palcem - wydaje mi sie, ze to dobry plan :)

sobota, 20 sierpnia 2011 0 skomentowało

Adult furniture.

Oprocz wspomnianych w poprzedniej notce 'urzadzen', Chop ma takze w planie domki dla lalek produkowac.
Stwierdzilam, ze bedzie musial bardzo uwazac, zeby paczek z towarem przy wysylce nie pomylic... :D

 
wtorek, 16 sierpnia 2011 6 skomentowało

O paru rzeczach mialam...

... ale ciagle mi nie wychodzi.
Kiedy ludzie znajduja czas na pisanie blogow, ogladanie telewizji, itepe??? Otoz ostatnio sie przekonalam kiedy: wtedy, kiedy ja na przyklad ukladam w rowne stosiki drewno opalowe na zime. Zastanowilabym sie tez na Waszym miejscu nad przyjezdzaniem w odwiedziny, bo ostatnio wizytujacego Grzeska do ukladania drewna zapedzilam :D Ale przynajmniej stosik nam rosnie...


W zeszla sobote bylismy tez na dawno zasluzonym imprezowaniu, mialam okazje zaprezentowac sie w nowej garderobie na Zakladzie zakupionej. Z okazji 25tych urodzin Bon Prixa, dali nam, robolom, 75% znizki. To se troszeczke zaszalalam :D
Mialo byc zdjecie moi, ale zapomnialam zrobic. To bedzie inna blondyna, bardziej profesjonalna ;)

Baaardzo mi sie sukienusia podoba, a po znizce dalam za nia zaledwie £7.50. Who can blame me???? :D



A na koniec, teaser.
Kto zgadnie co to??


My mamy nadzieje, ze uda nam sie na tym (i podobnych) troche zarobic :D:D


niedziela, 7 sierpnia 2011 3 skomentowało

Londek.

Pozamienialam sobie zmiany na Zakladzie, wiec korzystajac z wolnego weekendu wyruszylismy w Anglie.
Najpierw Coventry*, gdzie mielismy sie spotkac z potencjalnymi kupcami Creightona. Po przyjezdzie okazalo sie, ze ktos zapierniczyl obydwa akumulatory, wiec nici z zeglowania (fuckers!). Sobotnie popoludnie spedzilismy wiec na stacjonarnym rznieciu w remika (Remik Master - ja - wraca do formy :) ). Potencjalni kupcy sie nie pojawili either (double fuckers!), wiec poznym popoludniem zwinelismy interes i ruszylismy w strone Londka.
Nie, nie bralismy udzialu w zamieszkach w Tottenham :). Wyskoczylismy na pifko, a potem niektorzy brzdakali...



... a niektorzy sie wyglupiali:



(tak, to red light district w toalecie na parterze, polecam robienie zdjec w tym swietle, cera wydaje sie czysciutka jak pupcia niemowlaka :) )


Dzisiaj zapakowalismy w auto dobytek Chopa i udalo sie nam tez z powodzeniem wynajac pokoj kolejnej osobie. Misja zakonczona polowicznym powodzeniem.
A wieczorem? Back home to Sheffield.



* Powiedzialam to juz raz w Edynburgu i powtorze po raz kolejny teraz: 'She looked normal until she opened her mouth to speak'. W Edynburgu szkocki akcent baardzo smieszny, poludniowy akcent ludzi w Coventry jeszcze smieszniejszy natomiast. Nie da sie tego napisac, ale podejrzewam, ze wiece o co mi chodzi. 
Dla niektorych, Yorkshire to brudny akcent, ale ciesze sie bardzo, ze tu mnie przywialo, bo gdybym miala mowic tak jak mieszkancy Glasgow np, to chyba musialabym sie zastrzelic ;)



piątek, 5 sierpnia 2011 0 skomentowało

Teskno mi strasznie...

... za koteckowatym mruczeniem, za zabawami, za obserwowaniem jak sie kotecek myje (moge godzinami, serio, nie wiem czemu ale toaleta wlasna w wykonaniu psow mnie odrzuca - moze dlatego ze glosniej mlaskaja i jakies sie to bardziej oblesne wydaje; kotecki maja stanowczo wiecej gracji w tym temacie), tesknie za koteckowatym szorstkim jezyczkiem, tesknie za miauczeniem, tesknie bardzo.

czwartek, 4 sierpnia 2011 0 skomentowało

Dalej lato...

... ale tym razem w bardziej angielskim stylu.
Pada.
Deszcz sie znaczy, pada, nie ze tam cos innego.
Burze przeszly bokiem, pogrzmocilo troche tylko wczoraj wieczorem, ale od rana witala aura jesienna dosyc. I to nie to ze tylko U MNIE pada, nienienie, wszystkie panie dzis dzwoniace na pytanie 'How are you today?' odpowiadaja 'WET'.
Ekhem...
No w sumie do tej pory myslalam ze o pogode im chodzi, ale w sumie kto je tam wie...?
Bo nie to, ze precendesu nie bylo: Pan mi pare tygodni skomplementowal na zakonczenie rozmowy, ze glos mam bardzo ladny; potem dodal ze ladny do tego stopnia, ze on sobie 'wet the pajama pants', ktore mial na sobie. I tak o. Nie wiem, moze ja na zlej linii pracuje? Za sex line wiecej placa? Ktos wie?
wtorek, 2 sierpnia 2011 3 skomentowało

Lato...

.... laaaato wszedzie!
Tak, postanowilam popodkuriwac, bo u mnie slonecznie, upalnie i skwarnie. Przynajmniej na razie, bo na jutro zapowiadaja burze (drazliwy temat, dalej boje sie burz z piorunami, mieszkajac w metalowej puszce kolysajacej sie na wodzie, ekhem).
Anyway, Harry Potter tonight! Wczoraj zakonczylismy maraton filmow poprzedzajacych, dzisiaj czesc ostatnia. W 2D, nie bedziemy przesadzac. Mam nadzieje ze bedzie good ;)
niedziela, 31 lipca 2011 0 skomentowało

Udka.

Czy tam lodka. Wsio rawno.
Bylo autko, byl motorek, to bedzie i lodka.
Probujemy ja sprzedac, bo flotylla troche za duza ostatnio. Rich wiec nia z Sheffield do Londka plynie, etapami ofkors, na chwile obecna do Coventry zawinal.
Bardzo fajnie lodki inne mozna po drodze spotkac, Rich mase zdjec gdzies tam ma ze splywu rzeka Trent, ja wkleje moich pare, ktore zrobilam w przelocie (bo ja go glownie do lodki dowoze i z powrotem przywoze, praca mi nie pozwala na nic wiecej na razie :( )

Smok (w temacie Game of Thrones :D )


Swietnie namalowany, niestety wlascicieli nie bylo w poblizu, wiec nie moglam sie spytac czy recznie, czy szablon.


Przod narrowboat. Reszta byla mniej kolorowa...




Nasz Creighton. Tak sie chyba pisze nazwe typu. Na imie ma Almaz (nie mam pojecia, co poprzedni wlasciciel mial na mysli). Rich przebudowal kokpit, dach sie teraz sklada tak ja powinien :)



For sale, jak widac. Ktos zainteresowany? :)
Pan z nami na zdjeciu to niejaki Spider, wlasciciel lodki za nami. Sie napatoczyl.

czwartek, 21 lipca 2011 0 skomentowało

Motorek

Chop napalil sie na motorek znajomego - Yamahe Virago. Nie powiem, calkiem fajny motorek. Jeden z niewielu, na ktorym moglabym jezdzic nawet ja. Dlaczego? Problemem dla nas, krasnali, jest fakt, ze jak tylek mamy na siodelku, to nogi nam dyndaja w powietrzu. A tu prosz, nogi dotykaja podloza :)

niedziela, 10 lipca 2011 1 skomentowało

Wygrzebie sie, I promise.

Z okazji 40stych urodzin znajomej zaproszeni bylismy na impreze przebierana w stylu lat 80tych. Z braku laku - improwizowalismy.






Pomine tez fakt, ze moj blond jest juz lepszy od peruki, ktora mi pomysl do glowy wbila. Powiem tylko, ze dziewczynka jedna na imprezie mi powiedziala, ze 'chcialaby byc taka naturalna blondynka jak ja', bo ona to tylko farbowana. Sie zdziwila jak jej zdjecie w dowodzie pokazalam, hehe ;)

 
środa, 1 czerwca 2011 0 skomentowało

Nuuuuda...

... przerywana naprawami Pierdka. 
Co ciekawsze, Pierdek zaczal sie psuc odkad jezdzi nim Chop.
W piatek odpadla rura wydechowa. W sobote i niedziele rure naprawiano, po czym w niedziele cos sie stanelo ze skrzynia biegow i mielismy tylko bieg pierwszy i drugi. To zostalo takoz naprawione. Dzisiaj rano okazalo sie, ze Chop zgubil dzyndzyk od immobilajzera i nie dalo sie odpalic. Wiec rano rozmontowana zostala podstawa kierownicy i Chop przecinal i podpinal kabelki.
Wzdech.
Teraz odpala sie z kluczyka, od razu, ale kable dalej wybebeszone.
No i tak o.

wtorek, 24 maja 2011 1 skomentowało

Checklist

- pijacki tydzien w Polsce, check!
- spotkania z rodzina i przyjaciolmi, check!
- sksuty laktop wlasny, check!
- popsute auto typu Laguna, check!
- powrot do posiadania jednego samochodu w gospodarstwie, check!
- torba, ktorej pracownik lotniska w Pyrzowicach zapomnial zaladowac do samolotu, check!
- polowa ubran pokryta bigosem po torby odzyskaniu, check!

Itp itd...
Wieksza relacja, jak sie gdzies do lapka dorwe, bo swoja maszyne mi Chop dosc oszczednie dawkuje...


Przynajmniej wiecej czasu mam znowu na czytanie kolejnej czesci "Gry o tron" :)

sobota, 7 maja 2011 0 skomentowało

Niesmialy deszcz...

... mi niesmialo w dach puka. Drugi raz w ciagu ostanich 10ciu minut. Mam nadzieje, ze sie menda za bardzo nie osmieli, bo w sumie dach po wlamaniu nie do konca jeszcze szczelny (chociaz to i przed wlamaniem 100% szczelny nie byl...)
Mialam miec dzisiaj spokojny wieczor z lektura "Gargulca" przy swieczkach, ale okazalo sie, ze Mloda do mamy dopiero rano jedzie, wiec plany wziely w leb. Dokumentnie. 
Zamiast ciszy i spokoju, najpierw byla klotnia, a potem sesja psychologiczna. Najbardziej zabolalo mnie to, ze dziecku prawie pietnastoletniemu tak celnie udalo sie mnie podsumowac. Powiedziala na glos pare rzeczy, o ktorych ja staram sie nie myslec, rzeczy, ktore zapewne powinnam postarac sie zmienic. Tyle ze nie umiem, tak mnie zaprogramowano, tak juz mam.
Nie potrafie mowic o uczuciach, smieszne jest dla mnie angielskie pytanie sie 'Are u alright?' co 5 minut, mowienie 'Hello!' do kogos, kogo widzielismy 10 minut wczesniej itp. Ja moje uczucia okazuja czynami i wkurwia mnie czasem niemilosiernie, ze tu tego nie zauwazaja. Zreszta, tak szczerze mowiac, to nie bede calej winy zwalac na Anglie - wczesniej tez nie zawsze zauwazano. 
Wygarnelysmy sobie, cywilizowanie, co nas gryzlo. Naprawde mnie ta dziewczyna czasami zadziwia. Potrafi mowic tak madrze i do rzeczy, a 5 minut pozniej bedzie upartym, pyskujacym bachorem. Na szczescie dzis to '5 minut pozniej' nie nastapilo, uratowal ja i mnie bed time. Jej bed time oczywiscie.
Bardzo mi dziwnie slyszec od Niej, ze mnie kocha. Nigdy, w zadnym dzieciecym i nastoletnim marzeniu o moim doroslym zwiazku nie bylo mowy o pasierbicy (Wam tez juz samo to slowo nasuwa mysl o macosze z Kopciuszka?). Mial byc moj Chop i wspolne dziecko. Po prawie pieciu latach wyglada na to, ze Mloda bedzie naszym jedynym wspolnym dzieckiem. I zle mi z tym skurwysynsko, ale niewiele w sumie moge na to poradzic (oczywiscie poza probowaniem sil w innym zwiazku). Zaczynam sie przyzwyczajac. I tez kocham, na swoj pokretny sposob, okazywany prezentami, a nie slowami.
Dlaczego zwiazki miedzynarodowe musza byc az tak skomplikowanie?? Dla mnie jest np dalej oszalamiajacy fakt, ze Mloda przy pierwszej wizycie w PL zaczela do moich rodzicow sie zwracac per Tadzio i Jadzia. !!!!! A ja, posiadajaca o 30sci lat starsza kuzynke, dalej nie czuje sie komfortowo zwracajac sie do Niej po imieniu. Bo juz tak mam, bo tak mnie wychowano. Chop denerwuje sie, jak nie witam sie oraz nie zegnam sie znim przez 5 minut. Jest foch jak nie powiem 'R u alright? Have a nice day, love u!'. Wkurza sie, ze uzywam zlych slow, ze czegos zadam, zamiast o to samo poprosic (jasne, to juz cios ponizej pasa, dasac sie na obcokrajowca, ze uzyl zlego slowa *roll eyes*). Ze jestem zbyt bezposrednia czasem, ze nie owijam w bawelne, ze nie siedze cicho. No zesz!
Oczywiscie jest tez masa rzeczy, ktore ja zle interpretuje. Dalej mierzi mnie fakt, ze jakas laska mlodsza ode mnie (nie, nie Mloda, ogolnie mowie) zwraca sie do mnie per 'honey'. Ze co prosze??? Nie odpowiem Chopu na pytanie, bo najzwyklej w swiecie go nie zrozumialam, po czym zanim zdaze mu to wyjasniec - slysze momentalnie 'So now you're not talking to me?!?!?!', itp, itede
Ehhh.
Mam nadzieje, ze te pare rzeczy, ktore sobie dzis z Mloda wyjasnilysmy, pomoga nam na przyszlosc.
Mam ciagle jednak tez nadzieje, ze w te Swieta Chop bedzie pamietal to, co mi obiecal dwa lata temu. 
Mam nadzieje takoz, ze rano uda mi sie nas obie z lozek zebrac, bo poniewaz ja mam byc na Zakladzie o 8:00, to Mloda wysadzam na pociag o 7:25. 
Bo Chop oczywiscie dzis wieczorem nie wrocil. Zbyt zmeczony byl. Musial na pare piw z kumplami isc i sie odstresowac.
Zen.
 
;