czwartek, 15 grudnia 2011

Za tydzien...

... o tej porze bedziemy na promie. Albo w okolicach Dover w kazdym razie. Nie moge sie juz doczekac!!! :)
W drodze powrotnej zalatwilam nam z Mloda nocleg u mojej ciotki w Duisburgu. Mam nadzieje, ze nie bedzie niezrecznie, bo to ciotka 'przyszywana' w sumie, ktorej nie widzialam od lat jakichs 17stu. Za kazdym razem jednak jak jej Muska opowiadala, ze do Polski sie wybierajac przez Duisburg przejezdzamy, ciocia zapraszala nas w gosci. W tym roku postanowilam o zaproszeniu przypomniec :) No i oplacilo sie, pokoj goscinny na nas czeka. Ulga to dla mnie ogromna.
Zastanawiam sie tylko jak wczesnie bedziemy musialy wstac, zeby na prom w Dunkierce zdazyc, zahaczajac jeszcze po drodze o ulubione 'miasteczko tytoniowe' w Belgii :) Damy rade.

Tak z innej beczki: 'tescie' zachecaja mnie dosc nachalnie, zebym o prace tlumacza sie starala w styczniu. Jednej takiej sie udalo, a podobno jej angielski gorszy od mojego.
Jedynym problemem jest fakt, ze na chwile obecna moj angielski jest lepszy od polskiego. I wkurza mnie to niesamowicie.
Bylam dzis z wizyta u znajomych w Sheffield i sama zlapalam sie na tym, jak czesto zastepuje polskie slowa angielskimi. A tego tlumacz raczej robic nie powinien, sie mnie tak wydaje...
Nic to, namiary maja mi podac, z checia sie przymierze. Na Zakladzie ostatnio troche nudnawo, a nie moge przeciez w nieskonczonosc uzasadniac obecnego miajsca pracy znizka na ciuchy. Juz nie mam gdzie tych ciuchow trzymac... ;) (z drugiej strony, tlumacz za godzine dostaje £15, wiec w sumie bedzie mnie stac na zakupy bez znizek ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
;