niedziela, 25 grudnia 2011 0 skomentowało

Śmy dojechali...

... odespali, nagotowali, nażarli się, znowu nagotowali oraz nażarli się znowu.
Młoda okupuje kompa, postaram się dorwac później ;)

Wesołych Świąt!!!!
wtorek, 20 grudnia 2011 2 skomentowało

Zamiast przygotowan,...

... urzadzilismy sobie maraton filmow z Jason Stathamem.
Czyli Wieczor Kichy :D
Stwierdzilam takoz, ze blogspot pelen jest blogow o amerykanskich rodzinach wielodzietnych oraz o Bogu. Hmmm.
Probowalam znalezc cos nowego, ciekawego do czytania. Bezskutecznie.
Z drugiej strony to w sumie moja wina, ze nie naleze do grona bloggerskich mam, opisujacych poczynania swoich pociech. I smuci mnie to trochu, nie bede ukrywac, bo latka jednak leca.
(Przyznac jednak musze, ze leca mi wolniej niz coponiektorym innym - w piatek mnie pani o dowod poprosila, gdy fajki kupowalam. Mloda wyjakala z oburzeniem 'But it's my... my... my mom!!!', na co pani swierdzila 'Oh? I thought u were mates' Ehehehe, ma sie ten wyglad pietnastolatki :D )
poniedziałek, 19 grudnia 2011 0 skomentowało

Niebywale,

... jak mozna sie sciorac, wypijajac pol butelki Lambrini :D

Aanyway.

Weekend dosc napiety byl faktycznie, ale stanowczo udany. Rezultatem wiru porzadkow jest jednak nawrot bolu plecow. Na szczescie na pomoc przyszla szwagierka i, pare tramadolow pozniej, bol zniknal. Zaluje takze, ze w ramach 'wisienki na czubku tortu' nie moge ubrac choinki - bo choinki w tym roku nie mamy. Nadrabiaja za to jak zwykle za nas tesciowie - w tym roku maja znowu trzy :)


Sprawy podrozy zapiete na przedostatni guzik. Nie moge sie juz srody doczekac. Troche nadal mnie martwi, jaka bedzie pogodowo sytuacja na drogach, w koncu opon zimowych nie posiadamy. 
Zostalo mi tez nagranie swiatecznej CD do auta, z pozycja numer jeden: Chris Rea 'Driving Home for Christmas' :D

sobota, 17 grudnia 2011 0 skomentowało

Well the weather outside if frightful...

... and the fire is so delightful,
since we got no place to go
let it snow, let it snow, let it snow.

Let it, czemu nie? :)
Wczoraj na Zakladzie mielismy swiateczny obiad. Stolowka slicznie przyozdobiona, swiateczna muzyka w tle, papierowe korony na glowach. Stanowczo swiatecznie.
Jesli ktos sie zastanawia, o co z papierowymi koronami chodzi, to nie mam pojecia. I moi znajomi Anglicy tez nie maja. Korony wyciaga sie z papierowych krakersow, razem z kawalem oraz upominkiem. Oczywiscie zaraz po tym, jak krakersem sie 'strzela' (Ty trzymasz jeden koniec, wspolbiesiadnik drugi i ciagniecie. 'Wygrywa' ten, komu wiecej w rece zostanie). Hmmm. My sie lamiemy oplatkiem, oni krakersami.
Smiali sie ze mnie znajomi do rozpuku, po tym jak im opowiedzialam, ze w moje pierwsze swieta w UK ja takiego krakersa ostroznie rozpakowalam, bo nie mialam pojecia 'czym sie to je'. Teraz juz wiem, nawet mam opanowana technike trzymania mojego konca w taki sposob, zeby 'wieksza polowa' mi w rece zostala :)


Chwilamoment, przenosze sie do sypialni, bo tu mi w piecu zgaslo (so much for delightful ;))...
Piec w sypialni dziala na wegiel, ktorego mamy o wiele wiecej niz drewna - oszczedzam sie znaczy.

Bo generalnie to mam barke dla samej siebie w ten weekend. Chop we Francji na slubie brata (nie to, ze nie zaproszonam, mala ceremonijka to tylko, wesele sensu stricte bedzie w UK w przyszlym roku); Mloda wyekspediowalam do matki; tylko ja, psy i butelka Lambrini (dla mnie, nie dla psow). Czyli cisza i spokoj. Zen.
Jutro bedzie zen troche mniejszy, bo plan dnia dosc napiety. Na liscie mam napelnienie zbiornikow na wode czysta (szlauch zapobiegawczo przywloklam do pokoju, coby mi nie zamarzl - czlowiek uczy sie na bledach ;)), oproznienie kibelka i wywoz smieci, pranie, porzadki generalne oraz wstepna selekcje rzeczy, ktore ze soba zabieramy (rzeczy typu przescieradlo dla rodzicow, ktorego juz trzy razy zapomnialam ze soba do Polski zabrac). Mam nadzieje, ze wszystko sie do auta uda zapakowac :)
I ja wiem, ze nie powinnam narzekac na pogode, bo w PeeLu zapewne zimniej - ale pizdziawica piorunska tu ostatnimi czasy. Oraz snieg sie wczoraj pojawil, taki niesmialy na razie, ale wszyscy w sumie maja nadzieje, ze popada mocniej niedlugo.
Nadzieja ta z roznych pobudek w sumie, ale przewaza opinia: 'Jak nas zasypie, to nie bedziemy musieli ro pracy isc.' W sumie czemu nie? :)

Tym optymistycznym akcentem...


czwartek, 15 grudnia 2011 0 skomentowało

Za tydzien...

... o tej porze bedziemy na promie. Albo w okolicach Dover w kazdym razie. Nie moge sie juz doczekac!!! :)
W drodze powrotnej zalatwilam nam z Mloda nocleg u mojej ciotki w Duisburgu. Mam nadzieje, ze nie bedzie niezrecznie, bo to ciotka 'przyszywana' w sumie, ktorej nie widzialam od lat jakichs 17stu. Za kazdym razem jednak jak jej Muska opowiadala, ze do Polski sie wybierajac przez Duisburg przejezdzamy, ciocia zapraszala nas w gosci. W tym roku postanowilam o zaproszeniu przypomniec :) No i oplacilo sie, pokoj goscinny na nas czeka. Ulga to dla mnie ogromna.
Zastanawiam sie tylko jak wczesnie bedziemy musialy wstac, zeby na prom w Dunkierce zdazyc, zahaczajac jeszcze po drodze o ulubione 'miasteczko tytoniowe' w Belgii :) Damy rade.

Tak z innej beczki: 'tescie' zachecaja mnie dosc nachalnie, zebym o prace tlumacza sie starala w styczniu. Jednej takiej sie udalo, a podobno jej angielski gorszy od mojego.
Jedynym problemem jest fakt, ze na chwile obecna moj angielski jest lepszy od polskiego. I wkurza mnie to niesamowicie.
Bylam dzis z wizyta u znajomych w Sheffield i sama zlapalam sie na tym, jak czesto zastepuje polskie slowa angielskimi. A tego tlumacz raczej robic nie powinien, sie mnie tak wydaje...
Nic to, namiary maja mi podac, z checia sie przymierze. Na Zakladzie ostatnio troche nudnawo, a nie moge przeciez w nieskonczonosc uzasadniac obecnego miajsca pracy znizka na ciuchy. Juz nie mam gdzie tych ciuchow trzymac... ;) (z drugiej strony, tlumacz za godzine dostaje £15, wiec w sumie bedzie mnie stac na zakupy bez znizek ;))

środa, 14 grudnia 2011 0 skomentowało

You live on a boat???

Wow! It's soooo cool!
Hmm.
No tak, w tej chwili jest super cool, bo sobie nie rozpalilam w piecu rano i lekkie dreszcze z zimna juz mam. Ale to nic. Nikt jeszcze z zimna nie umarl... (ze sie myle? hmmm... ;))
Rozgrzewa mnie mysl o powitalnej kapieli w wannie Rodzicow, ehehe ;)
Anyway.
Jedziemy za tydzien, a pieprzona heat shield sie znowu w aucie obluzowala. Nic to, jak pojade Chopa odebrac z pracy to wstapie na rampe. Juz sie z panem w okolicznym warsztacie umowilam.
To sie lepiej zbierac moze juz zaczne, bo wlasnie zauwazylam, ze przebimbalam w jakis sposob ostatnie dwie godziny. Wydawalo mi sie, ze dopiero poludnie minelo...
Ja nie wiem jak ludziom udaje sie w domu cokolwiek zrobic jak telewizory maja. Ja tylko laptopa z internetem posiadam i czas jakos przez palce szybciutko przelatuje. Kliknie czlowiek tu, zainteresuje sie tym, przekieruje go na tamto, przeczyta jeszcze to i nagle pol dnia szlag trafil. Nie wiem teraz czy sie cieszyc z faktu, ze bateria mi 6 godzin trzyma ;)
Z rzeskim pozdrowieniem! (zaraz na serio zaczne nogami przytupywac bo czuje jak mi paluszki zamarzaja - na szczescie ogrzewanie w aucie dziala :))
poniedziałek, 12 grudnia 2011 0 skomentowało

Czlowiek (czyli ja) probuje...

... a tu wiatr w oczy tylko. 
Wrocilam z roboty po 22:00, majac niesmiala nadzieje na spokojny wieczor, towarzystwo byli w polowie ogladania nowozakupionego 'Percy Jackson and the Lightning Thief', czy jakmutam. Wkurw minimalny, bo oczywiscie nie mogli se filmu wczesniej zapuscic, zeby przed moim powrotem skonczyc, nie? A poniewaz ja filmu jeszcze nie widzialam, to nie usmiechalo mi sie ogladanie od polowy. Takze odpalilam laptopa i nabyty pare dni temu 'Holiday', z Diaz i Winslet. Po prawie godzinie okazalo sie, ze Percy sie skonczyl i teraz to ja jestem niekulturalna, bo siedze i ogladam, a oni juz nie. Pffff. 
Laptopa odpalilam ponownie, gdy towarzystwo juz poszli spac. Surfuje po necie, spokojem ogolnym, zakloconym tylko przez psow chrapanie sie rozkoszuje, a tu nagle po pol godzinie Chop mi z powrotem do pokoju wkracza i spokoj burzy. Bo odczul nagla potrzebe spisania fragmentow mowy, ktora ma na slubie swojego brata za tydzien wyglosic. I nie mialabym nic naprzeciwko, ale ze on przy stole siedzi, to psy kolo nas teraz lataja i ogonami przeciag robia, papierosa pali i co chwile prawie mi swieczke zdmuchuje, dym wydychajac (tak, romantyczne swieczki chwilowo rulez, bo nam akmulator sie znowu wyczerpal), mruczy do siebie pod nosem. Noszsz...
Przyznam, ze brakuje mi chwilowo ogromnie wieczornych zmian na Zakladzie w trakcie tygodnia. Brakuje mi moich porankow sam-na-sam. A tu do samych Swiat na rano tylko. Pierwsze 'lates' w styczniu dopiero. Ach jo.

Anyway, przeanalizowalismy kwestie wyjazdu wreszcie (nie to, ze Wigilia zaledwie za 13 dni *roll eyes*). Dog sitters w wiekszosci zalatwieni, Chop wraca wczesniej samolotem, ja wracam z Mloda autem po Nowym Roku. 
Stanowcze jeeee! w kwestii dluzszego pobytu w PL, troche boje sie jazdy powrotnej, bo bedziemy sie musialy kajs zatrzymac, zebym sie zdrzemnac mogla. Zdziwilo i mnie, i Chopa, jak ochoczo Mloda przystala na pozostanie ze mna. Mam nadzieje, ze liczy na spedzenie troche qulity time oraz ze Rodzice moi zawalu nie dostana jak sie dowiedza :)
Tak wiec ten, plany jakies na Sylwestra? Tylko prosze pod uwage brac, ze mam jednostke maloletnia (wyzsza ode mnie) pod opieka ;)
niedziela, 11 grudnia 2011 0 skomentowało

No to moge zapomniec...

... o szczuplym wygladzie tego wieczoru. Wlasnie wpierdzielilam Subwaya, foot long, Spicy Italian.
Czuje nadchodzacy powrot uzaleznienia...
I czy wystarczajaca wymowka jest, ze nie jadlam nic od wczorajszej Zakladowej Christmas Dinner, a rano bylam zbyt skacowana, zeby kanapki do roboty zrobic?? Chyba nie :)
Oj tam :P
Back to work.
czwartek, 8 grudnia 2011 1 skomentowało

Hjuston, mamy problem.

Sie okazuje, ze tescie sie psiakami nie zaopiekuja na czas naszego wyjazdu do PL. Hmmm.
Chwilowo jest burza mozgow, bo usilujemy rozwiazanie znalezc.
Mam nadzieje, ze sie nam uda.

I czemu bilety na prom takie drogie nagle???

Z newsow morotyzacyjnych, ten, moToRyzacyjnych, odpadla mi wczoraj heat shield spod Fokusa Pokusa. Tzn nie calkowicie, polowicznie jeno. Ale sie posralam ze strachu do pracy jadac, bo czulam i slyszalam, ze cos za soba ciagne. Z faktu, ze pozostali kierowcy na drodze mnie palcami nie wytykali, wywnioskowalam ze to nie zderzak (tak, urwalam kiedys zderzak w jednym z poprzednich aut), a po odglosach silnika stwierdzilam, ze to nie rura wydechowa. Na Zakladowym parkingu z ulga potwierdzilam wizualnie, ze i zderzak i rura na miejscu, ale pod autem jakas srebrna plachetka wisi.
Po pracy zadzwonilam po AA i przyjechal Bardzo Mily pan Rob. Baardzo mily. Bezszczebelnie obserwowalam jak mu kurteczka podjezdzala a spodnie sie zsuwaly w trakcie jak sie pod auto wczolgiwal. Buhahaha :D Potem zaprosil mnie do swojej furgonetki, 'zeby od zimna i wiatru uciec' w trakcie papierow wypelniania.
Nie no, tak serio mowiac to chyba pedofilia by to lekka z mojej strony byla, bo tak na oko mlodziutki pan Rob byl. Ale z drugiej strony ja chwilowo w mojej kurteczce tak na 16 lat wygladam. Zwlaszcza jak kaptur naloze. Wiec ten, wizytowke, co to ja dostalam, warto zachowac ;)

Ok, wracam do burzy mozgow.
COS trzeba wymyslic.
poniedziałek, 5 grudnia 2011 2 skomentowało

Czczczczejndżes...

... bo doszlam wreszcie do tego, dlaczego sie ten upierdliwy obrazek z Photobucketa wyswietlal. Autorka poprzedniego szablonu zwinela interes. No to ja szablon tez zwijam.
Tera bedzie to.
No.

Nie wiem jak u Was, ale u mnie snieg wczoraj sie pojawil. Dzisiaj rano przywitala mnie w drodze do auta urocza burza gradowa. Hmmm.
Zobaczymy co bedzie jutro. Dalej mam nadzieje, na powtorke z zeszlego roku, czyli totalne zasypanie, paraliz calego miasta (bo przeciez oni tu nigdy nie przygotowani) oraz zwolnienie z pracy, bo 'Closed due to snow' :)
Prosze trymac kciuki :D
niedziela, 4 grudnia 2011 0 skomentowało

Miala byc notka...

... bo korzystam w wolnego niedzielnego poranka.
Mloda u matki, Chop u znajomego kafelki kladzie, pelen relaks i odprezenie...
No to zonk lekki, bo wlasnie odebralam telefon, ze maszynka do ciecia kafelek nabyta w piatek w Wickes sie przed chwila spektakularnie sfajczyla. A rachunek za nia lezy przede mna na stole. Nie ma to jak Chop(y) i jego (ich) organizacja.
Beta to the rescue, jade mu rachunek zawiezc, a potem pewnie bede sie musiala do Wickesa kulnac, maszynke wymienic. Zeby on w tym czasie mogl dalej kafelki ciecia nie wymagajace klasc.
Zeszno...
sobota, 3 grudnia 2011 0 skomentowało

Wkur..., tzn zdenerwowalam sie...

... z lekka. W ta piatkowa noc.
Szwagier z Francyji zlecial na tydzien, trzeba go bylo z lotniska odebrac. Juz sie ucieszylam, ze kolejna wymowka dla mnie do przejazdzki Fokusem Pokusem, dzien i wieczor pod katem zaplanowalam, a tu zonk. Chop stwierdzil ze on jedzie odebrac, bo to jego brat w koncu. No z tym sie nie mialam co klocic.
Ale spoko, szwagier wstapil na herbatke (jakas 20:00 byla), w odwiedziny wpadl jeszcze w miedzyczasie Chopa Kuzyn, Chop kupil po drodze wino bo mu podobno jezyk do pasa juz z ochoty na kieliszek wina wisial oraz mielismy zapodac curry w temacie kolacyjki. 
Pudelko wina oczywiscie napoczeto od razu, a ze Chop z lotniska brata przywiozl, to - surprise surprise - wypadlo na mnie, coby szwagra do domu po rzeczonej herbatce podrzucic. 
Curry na stol wjechalo tak o 22:30.
Pudelko wina dosc szybko tracilo zawartosc (zlopali Chop i Kuzyn).
Wszyscy mile konwersowalismy, tyle ze ja z coraz bardziej nerwowym tikiem spogladalam na malejacy stan wina oraz coraz pozniejsza godzine.
O 00:30 stwierdzilam, ze basta i zasugerowalam, ze na francuski czas juz strasznie pozno przeciez, a oni rano wczesnie wstali (w sensie szwagier i jego maloletnia przybrana corka), wiec moze tak czas sie w droge juz...
Zanim sie do wyjscia zebrano byla 01:00.
Tu musze wyjasnic, dla nie bedacych w tak zwanym 'temacie', ze szwagier obecnie o kulach* i na wozku sie porusza. Mial 4 lata temu raka w miesniu udowym, noge naswietlano, raka wycieto - teraz jednak rak powrocil w kregoslupie, a naswietlana pare lat temu noga mu sie niedawno zlamala. Tak sama z siebie. Takze ogolnie sytuacje bidok ma nienajlepsza. Bo nie dosc ze rak terminalny, to jeszcze zlamana noga sie zrastac nie chce, bo kosc naswietlaniem oslabiona. Na dodatek jeszcze nie dali mu gipsu, tylko 'wbili' pret, wzdluz ktorego kosc ma sie zrosnac. Tyle ze moze to i dwa lata potrwac, a lekarze nie maja w sumie pojecia, ile mu jeszcze czasu z nami wszystkimi zostalo...
No wiec zanim sie do wyjscia towarzystwo zebralo, zanim po schodach sie na poklad wykustykalo itepe - bylo dobrze po pierwszej. Pod dom zawiozlam, torby wniesc pomoglam, wozek skladany inwalidzki z bagaznika wyjelam i, do kupy poskladawszy, do mieszkania wprowadzilam, odebralam pranie, co to je rano w szwagrowej pralce wstawilam i wrocilam na barke, gnana mysla o kieliszku wina i milym towarzystwie na mnie czekajacym.
I co? Jajko.
Chop w sypialni, spi. Kuzyn chrapie na kanapie w pokoju tzw 'duzym'. Entuzjastycznie powitaly mnie jeno nasze psy.
Noszkurrrrr...
Wina se nalalam, pranie powiesilam, i zale sie teraz tu Panstwu.
Nastepnym razem sie nie dam tak wycyckac.




* Zabawna historia z ostatniego szwagra w UK pobytu:
Pojechalam do jego mieszkania pranie robic (bo nasza pralka niestety jakis czas temu umarla), parkuje pod domem i widze, ze inne, skads mi znane, auto stoi. Patrze, a geba za kierownica tez znajoma. Okazuje sie, ze szwagier w gosciach byl i kumpel go wlasnie odwiozl. Na kumpla mowimy One Legged Steve, bo pare lat temu stracil lewa noge w wyniku jakiejs infekcji. Steve ogolnie ma proteze, ale ze cos to tam uwierala, to chwilowo o kulach chodzi.
No wiec wychodza obydwoje, szwagier i Steve, z tego auta. Kazdy ze swojej strony, kazdy o kulach. I sorry, pomimo powagi niepelnosprawnosci, nie moglam sie od smiechu powstrzymac :)
Co nalepsze, opowiedzieli mi jak to dopiero co gadali na temat zakupu auta typu Robin Reliant, kore, z racji konstrukcji, jest z przodu lekko zwezane. Bo Steve ma tylko jedna noge, a szwagrowi francuscy lekarze nadal ampuacja groza (jesli nie bedzie postepow w zrastaniu sie kosci zadnych).
No to jak ja sie mialam nie chichrac na widok ich obydwu o kulach z auta wychodzacych?? :)



 
;