piątek, 24 grudnia 2010 1 skomentowało

Troszke scrapu...

... bo babranie sie z malymi elementami to dla mnie w sumie scrap. Chociaz zapewne Humorzasta zaraz mnie poprawi, ze nie mam racji... ;)
Jesli chodzi o tlo historyczne, to Babcia pracowala onegdaj w cukierkowni w Bedzinie (mowimy tu o latach 50tych) (omatkobosko, nie chcecie wiedziec ile literowek zrobilam w powyzszym tekscie, chyba jestem bardziej pijana niz mi sie wydawalo, ehehe ;)). No wiec Babcia przynosila z pracy cukierki, a Ta(d)teusz namietnie zbieral sreberka i zamienial je w lancuchy choinkowe. Pamietam je z dziecinstwa, niestety do moich czasow (pozne lata 80te) doczekaly jedynie lancuchow tych skrawki, ale kazdy skrawek byl skrupulatnie umieszczany na choince. Obok Mamusinych szklanych labedzi, Tatusiowych babek-oszronionych domkow oraz mojego ulubionego szklanego Mikolaja Babki. 
W zeszlym roku postanowilam, ze na te swieta lancuch Babciny zrobie i ja. Tak wiec przez caly rok zbieralam sreberka, Ta(d)teusz takze, i voila, lancuszek jest. Mowie "lancuszek", bo nie zdawalam sobie sprawy ile bedzie z tym gownem roboty :D




Na material tworczy nadaje sie w sumie bardzo wiele: sreberka i papierki z cukierkow (mamy rodzime Kasztanki, Michalki i Malagi oraz angielskie papierki po Roses i Heroes), sreberka i zlotka z czekolad i angielskich czekoladowych jajek wielkanocnych, sreberka z paczek papierosow (wieksza czesc kolekcji, ehehe) oraz nawet, czapki z glow za innowacje Ta(d)teuszowa, zlotka z kostek bulionowych.




Skladamy kazde sreberko kilkakrotnie, po czym tniemy na odpowiedniej dlugosci kawalki.




Nadziewamy kazdy kawaleczek na igle z mocna nitka (zapewne lepsza bylaby zylka, ale nie mialam pod reka, a i Babcia w oryginale nitki uzywala). Kolorystyka zalezy od inwencji tworczej, mozna zrobic kazdy lancuch w innym kolorze, ja postawilam na przeplatanie.






Gotowy lancuch motamy na choince. 

Mnie zostalo jeszcze jedno pudelko do nabicia na igle, niby nic, ale meczace dosyc zadanie. Cos mi sie wydaje, ze w nadchodzacym roku bede sreberka utylizowac na biezaco, bo po paru godzinach nabijania lekko cierpna mi palce ;)

Co do wspomnianego wczesniej pijanstwa, to oficjalnie rozpoczelismy Swieta. Czyli naruszylismy zapas alku z Polski przywiezionego. Ja rozpoczelam swietowanie wyjsciem do knajpy ze znajomymi z Zakladu, po powrocie dolaczylam do Chopowego pre-party, a teraz sacze drineczka w ciszy i spokoju, gdyz Chop z kuzynem i kolegami wybyl. Tak, wiem, wybyl po raz kolejny,  ale bez obaw, wszystko jest mu liczone (joke... hmm, but is it? :>)
Ja sie troche dzisiaj w knajpie przestraszylam, powiem szczerze, bo probowano mnie poderwac. Ekhem. Znaczy ze jeszcze ze mna nie tak zle w sumie, ale jakos nie umialam wykrzesac z siebie ani trochu zainteresowania w temacie obiektu podrywajacego. Pochwalilam sie w domu za to, a tsooo, niech wie co ma ;)


Jutro zakupki swiateczne, jakies prezenty wypadalo by w sumie nabyc. W zeszlym roku zalatwilismy wsio w dwie godziny, teraz mamy nadzieje zrobic podobnie. 
Zaproszono nas na Wigilie, wiec odpadlo mi gotowanie (kompot robie tylko, mam nadzieje ze wspolbiesiadnicy docenia, bo towarzystwo z roznych zakatkow Polski bedzie, a jak wiadomo, nie wszyscy te same potawy walkuja).  W sobote biesiadujemy u Tesciow (takoz mi gotowanie odpada, I like!), w niedziele planuje totalne nierobstwo i pijanstwo. Prosze trzymac kciuki za stuprocentowe wykonanie planu ;)



wtorek, 21 grudnia 2010 0 skomentowało

Zachcialo sie ekstrawagancji...

... to teraz sie, kurna, ma. 
Minus siedem to jeszcze Pan Pikus, nie? Dla niektorych chlodno zaledwie. No nam zamarzla woda w rurach w piatek, a dzisiaj postanowily zamarznac jeszcze i zbiorniki glowne. Bo czemu nie. Z tej okazji ja jezdze wczesniej do pracy, zeby prysznic wziac, a Chop sie wietrzy. Mloda u matki, wiec przynajmniej jej kwestia odpadla.
Nie no, kurwa. Fajna ta zima, ale bez przesady.
Aha, a wiecie jaki niefajny dzwiek wydaje pekajaca na kanale kra? Ja oraz psy tez nie wiedzielismy, do wczorajszej nocy, kiedy to co jakas godzine budzil mnie trzask i szczekanie. Ekhem, szczekaly psy, nie kra.
Zesz. 
"Mieszkasz na barce? Jejuuuu, jak fajnie! Tez bym tak chciala!"
W tej chwili baaardzo chetnie sie z kims zamienie :P ;)

Aha, i bez komentarzy w sprawie Chopowego wietrzenia sie, zatyczki do nosa jeszcze niepotrzebne. W takie zimno czlowiek sie generalnie malo poci ;)

Z innej beczki: musze sobie kupic laptop normalnych rozmiarow. Bo ze slepoty i dla wygody czlowiek oglada sobie strony na necie w trybie pelnoekranowym, a potem klika 'minimalizuj' i dostaje zawalu, jak widzi, ktora godzina. Heh. Branoc. 
niedziela, 19 grudnia 2010 5 skomentowało

Włajaż włajaż...

Nie, nie zasypalo nas totalnie. Nie pisalam, bo nas nie bylo. Tzn bylismy na włajażu w Polszy. Sie dzialo...
Ok, moze az tyle sie nie dzialo, ale bylo eventful poniekad. 
Po pierwsze, na polskiej kontroli granicznej, Mloda pokazala panu straznikowi moj paszport zamiast swojego (identyczne okladki). Pan nie byl pod wrazeniem. No ja nie wiem czemu, ja nie moglam przestac chichrac...
Po drugie, prawie zamarzlismy w drodze z lotniska do stojacego na lotniskowym parkingu auta (-20 C !!!). Ehehe, czapki z glow (sic!) za zdolnosc wytrzymywania tej temperatury przez kilka miesiecy z rzedu ;)
Po trzecie, wspominana przeze mnie wczesniej Wisniowka skonczyla sie stanowczo za szybko ale i tak udalo sie nam z Tat(d)euszem zasiedziec jakos do 5tej rano ;)

No a oprocz tego byl zasniezony Sosnowiec, Harry Potter w Katowicach (bo w obydwu sosnowieckich multipleksach tylko z dubbingiem wersje, a az tak okrutna postanowilam nie byc ;)), jeszcze bardziej zasniezony Ustron i pizdziawska Czantoria. To tak w skrocie :)

W Ustroniu jak najbardziej polecam Muzeum Motocykli "Rdzawe Diamenty", bardzo zakrecony klimat. Chop sie napalil i naogladal staroci, modele z poczatkow XX wieku. Podziwiam wlasciciela za zapal kolekcjonerski :)
Drugim miejscem wartym odwiedzenia jest restauracja "Allo Allo". Tak, dokladnie to "Allo Allo". Bardzo ciekawy pomysl, szkoda tylko, ze od centrum sie szlo i szlo, i szlo...Z menu polecam goraca czekolade. No i w ogole polecam samego menu poczytanie, mozna sie usmiac ;)
Co do 'pizdziawskiej Czantorii', postanowilismy na nia wyjechac wyciagiem krzeselkowym. Nie to ze sniezylo, nie to, ze wialo, nie to, ze dobrze ponizej zera bylo. Chop sie podjaral jak male dziecko, bardziej nawet niz Mloda :D

No i tak o, w skrocie.
No plus jeszcze imprezka byla, malutka ;) Dziekuje bardzo jeszcze raz Wam, imprezkowiczom, za przybycie :) :*






piątek, 17 grudnia 2010 1 skomentowało

Teaser

Tak bylo tam:

  

A tak jest tu:

środa, 1 grudnia 2010 3 skomentowało

Snow woman...?

Co robia dzieci jak pada snieg, pozamykano szkoly, zaklady pracy i nie ma gdzie isc, bo kiepsko sie autem jezdzi po nieodsniezonych drogach?
Robia balwana.
Albo balwanke :D






0 skomentowało

Update.

Pamieta ktos ostatni raz w PL kiedy zamknieto prawie wszystko z powodu sniegu? Ja w sumie nie do konca... 
Tutaj dzis nie jezdza autobusy, tramwaje, pociagi maja opoznienia. Szkoly pozamykane. Moj Zaklad tez (to oczywiscie bonus w calej tej sytuacji :)).
Powiem tak, oto jak wygladaly nasze schody godzine temu:

A dalej pada :)
Krajobraz naprawde sielankowy, cisza, spokoj, panowie z magazynu obok tez do pracy chyba nie dotarli bo kompresor wylaczony...
Tak jest na zewnatrz:





Dobrze, ze w poniedzialek pocielismy cale drewno opalowe na kawalki, troche bylo by nam w tej chwili ciezko je odkopac. W obydwu kominkach napalone, generator tez napelniony, bedziemy dzis odstawiac Dzien Leniucha. Zreszta jak trzy czwarte mieszkancow South Yorkshire. Mam tylko samolubna nadzieje, ze Asda otwarta, bo niewiele mamy w domu do jedzenia... Ale na zakupy trzeba chyba bedzie isc na piechote.


Sprawdzam tez co chwile strone lotniska Luton, ale na razie "London Luton Airport is fully open and operational." Pyrzowice tez lataja normalnie. Mam nadzieje, ze tak pozostanie do soboty...
Prosze trzymac kciuki...

2 skomentowało

Let it snow...

No ja nie rozumiem o co halo. Ze snieg spadl? Ze 10 cm? Pfff.
Dla mnie super :)
Tak na marginesie, kanal tez zamarzl. Ale dla mnie dalej super ;)
Wszystko dzisiaj spanikowalo i sie pozamykalo. Z Zakladu nas puscili o 20:00. 
Zobaczymy co bedzie rano, kole 20:30 wygladalo to tak:






Suuuuuper, nie? Zobaczymy czy do rana stopnieje, czy napada wiecej. 


Biorac pod uwage panujace warunki atmosferyczne tu, na trasie oraz w PL, postanowilismy bilet lotniczy do Polski kupic, a nie przedzierac sie przez nawalnice autem. (Bo oczywiscie tutaj opon zimowych nie ma. Bo po co, nie? Zima to ta pora roku, w ktorej dotychczas deszcz padal troche czesciej niz zwykle i chodzilo sie w kurteczce i klapkach. Cos mi sie wydaje, ze sie to sie niedlugo zmieni ;))
Teraz tylko miejmy nadzieje, ze samolotow nie uziemia. 
Bardzo uprzejmie prosze trzymac kciuki i oczekiwac nas w sobote kole polnocy. Tat(d)eusz butelczyne Wisniowki juz zakupil, aby tradycji stalo sie zadosc :) (Tradycja mocna rzecz, nawet po kwietniowej podrozy stad autem z K., z paroma zaledwie przystankami, Wisniowka na stole na mnie czekala - pomine moze jednak fakt, ze dosc doslownie 'padlam' po trzech kieliszkach :D)


Tak na koniec, historyjka z kategorii 'madry Anglik'.
Dzwoni do mnie pan z AA i usiluje sprzedac wakacyjna polise ubezpieczeniowa. Spoko, kolo dzwoni do mnie to poslucham. Prosi o dane, podaje. Czy mozna email? Oczywiscie. ***@tlen.pl O... email nierozpoznany. Hmm, no moze dlatego ze polska domena. Polska? Tak. A to w Polsce nie macie .co.uk? No tu jest .uk jako United Kingdom, my mamy .pl jako Poland. Ahaaaaa...
Kurtyna.
 
;