sobota, 3 grudnia 2011

Wkur..., tzn zdenerwowalam sie...

... z lekka. W ta piatkowa noc.
Szwagier z Francyji zlecial na tydzien, trzeba go bylo z lotniska odebrac. Juz sie ucieszylam, ze kolejna wymowka dla mnie do przejazdzki Fokusem Pokusem, dzien i wieczor pod katem zaplanowalam, a tu zonk. Chop stwierdzil ze on jedzie odebrac, bo to jego brat w koncu. No z tym sie nie mialam co klocic.
Ale spoko, szwagier wstapil na herbatke (jakas 20:00 byla), w odwiedziny wpadl jeszcze w miedzyczasie Chopa Kuzyn, Chop kupil po drodze wino bo mu podobno jezyk do pasa juz z ochoty na kieliszek wina wisial oraz mielismy zapodac curry w temacie kolacyjki. 
Pudelko wina oczywiscie napoczeto od razu, a ze Chop z lotniska brata przywiozl, to - surprise surprise - wypadlo na mnie, coby szwagra do domu po rzeczonej herbatce podrzucic. 
Curry na stol wjechalo tak o 22:30.
Pudelko wina dosc szybko tracilo zawartosc (zlopali Chop i Kuzyn).
Wszyscy mile konwersowalismy, tyle ze ja z coraz bardziej nerwowym tikiem spogladalam na malejacy stan wina oraz coraz pozniejsza godzine.
O 00:30 stwierdzilam, ze basta i zasugerowalam, ze na francuski czas juz strasznie pozno przeciez, a oni rano wczesnie wstali (w sensie szwagier i jego maloletnia przybrana corka), wiec moze tak czas sie w droge juz...
Zanim sie do wyjscia zebrano byla 01:00.
Tu musze wyjasnic, dla nie bedacych w tak zwanym 'temacie', ze szwagier obecnie o kulach* i na wozku sie porusza. Mial 4 lata temu raka w miesniu udowym, noge naswietlano, raka wycieto - teraz jednak rak powrocil w kregoslupie, a naswietlana pare lat temu noga mu sie niedawno zlamala. Tak sama z siebie. Takze ogolnie sytuacje bidok ma nienajlepsza. Bo nie dosc ze rak terminalny, to jeszcze zlamana noga sie zrastac nie chce, bo kosc naswietlaniem oslabiona. Na dodatek jeszcze nie dali mu gipsu, tylko 'wbili' pret, wzdluz ktorego kosc ma sie zrosnac. Tyle ze moze to i dwa lata potrwac, a lekarze nie maja w sumie pojecia, ile mu jeszcze czasu z nami wszystkimi zostalo...
No wiec zanim sie do wyjscia towarzystwo zebralo, zanim po schodach sie na poklad wykustykalo itepe - bylo dobrze po pierwszej. Pod dom zawiozlam, torby wniesc pomoglam, wozek skladany inwalidzki z bagaznika wyjelam i, do kupy poskladawszy, do mieszkania wprowadzilam, odebralam pranie, co to je rano w szwagrowej pralce wstawilam i wrocilam na barke, gnana mysla o kieliszku wina i milym towarzystwie na mnie czekajacym.
I co? Jajko.
Chop w sypialni, spi. Kuzyn chrapie na kanapie w pokoju tzw 'duzym'. Entuzjastycznie powitaly mnie jeno nasze psy.
Noszkurrrrr...
Wina se nalalam, pranie powiesilam, i zale sie teraz tu Panstwu.
Nastepnym razem sie nie dam tak wycyckac.




* Zabawna historia z ostatniego szwagra w UK pobytu:
Pojechalam do jego mieszkania pranie robic (bo nasza pralka niestety jakis czas temu umarla), parkuje pod domem i widze, ze inne, skads mi znane, auto stoi. Patrze, a geba za kierownica tez znajoma. Okazuje sie, ze szwagier w gosciach byl i kumpel go wlasnie odwiozl. Na kumpla mowimy One Legged Steve, bo pare lat temu stracil lewa noge w wyniku jakiejs infekcji. Steve ogolnie ma proteze, ale ze cos to tam uwierala, to chwilowo o kulach chodzi.
No wiec wychodza obydwoje, szwagier i Steve, z tego auta. Kazdy ze swojej strony, kazdy o kulach. I sorry, pomimo powagi niepelnosprawnosci, nie moglam sie od smiechu powstrzymac :)
Co nalepsze, opowiedzieli mi jak to dopiero co gadali na temat zakupu auta typu Robin Reliant, kore, z racji konstrukcji, jest z przodu lekko zwezane. Bo Steve ma tylko jedna noge, a szwagrowi francuscy lekarze nadal ampuacja groza (jesli nie bedzie postepow w zrastaniu sie kosci zadnych).
No to jak ja sie mialam nie chichrac na widok ich obydwu o kulach z auta wychodzacych?? :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
;