piątek, 24 grudnia 2010 1 skomentowało

Troszke scrapu...

... bo babranie sie z malymi elementami to dla mnie w sumie scrap. Chociaz zapewne Humorzasta zaraz mnie poprawi, ze nie mam racji... ;)
Jesli chodzi o tlo historyczne, to Babcia pracowala onegdaj w cukierkowni w Bedzinie (mowimy tu o latach 50tych) (omatkobosko, nie chcecie wiedziec ile literowek zrobilam w powyzszym tekscie, chyba jestem bardziej pijana niz mi sie wydawalo, ehehe ;)). No wiec Babcia przynosila z pracy cukierki, a Ta(d)teusz namietnie zbieral sreberka i zamienial je w lancuchy choinkowe. Pamietam je z dziecinstwa, niestety do moich czasow (pozne lata 80te) doczekaly jedynie lancuchow tych skrawki, ale kazdy skrawek byl skrupulatnie umieszczany na choince. Obok Mamusinych szklanych labedzi, Tatusiowych babek-oszronionych domkow oraz mojego ulubionego szklanego Mikolaja Babki. 
W zeszlym roku postanowilam, ze na te swieta lancuch Babciny zrobie i ja. Tak wiec przez caly rok zbieralam sreberka, Ta(d)teusz takze, i voila, lancuszek jest. Mowie "lancuszek", bo nie zdawalam sobie sprawy ile bedzie z tym gownem roboty :D




Na material tworczy nadaje sie w sumie bardzo wiele: sreberka i papierki z cukierkow (mamy rodzime Kasztanki, Michalki i Malagi oraz angielskie papierki po Roses i Heroes), sreberka i zlotka z czekolad i angielskich czekoladowych jajek wielkanocnych, sreberka z paczek papierosow (wieksza czesc kolekcji, ehehe) oraz nawet, czapki z glow za innowacje Ta(d)teuszowa, zlotka z kostek bulionowych.




Skladamy kazde sreberko kilkakrotnie, po czym tniemy na odpowiedniej dlugosci kawalki.




Nadziewamy kazdy kawaleczek na igle z mocna nitka (zapewne lepsza bylaby zylka, ale nie mialam pod reka, a i Babcia w oryginale nitki uzywala). Kolorystyka zalezy od inwencji tworczej, mozna zrobic kazdy lancuch w innym kolorze, ja postawilam na przeplatanie.






Gotowy lancuch motamy na choince. 

Mnie zostalo jeszcze jedno pudelko do nabicia na igle, niby nic, ale meczace dosyc zadanie. Cos mi sie wydaje, ze w nadchodzacym roku bede sreberka utylizowac na biezaco, bo po paru godzinach nabijania lekko cierpna mi palce ;)

Co do wspomnianego wczesniej pijanstwa, to oficjalnie rozpoczelismy Swieta. Czyli naruszylismy zapas alku z Polski przywiezionego. Ja rozpoczelam swietowanie wyjsciem do knajpy ze znajomymi z Zakladu, po powrocie dolaczylam do Chopowego pre-party, a teraz sacze drineczka w ciszy i spokoju, gdyz Chop z kuzynem i kolegami wybyl. Tak, wiem, wybyl po raz kolejny,  ale bez obaw, wszystko jest mu liczone (joke... hmm, but is it? :>)
Ja sie troche dzisiaj w knajpie przestraszylam, powiem szczerze, bo probowano mnie poderwac. Ekhem. Znaczy ze jeszcze ze mna nie tak zle w sumie, ale jakos nie umialam wykrzesac z siebie ani trochu zainteresowania w temacie obiektu podrywajacego. Pochwalilam sie w domu za to, a tsooo, niech wie co ma ;)


Jutro zakupki swiateczne, jakies prezenty wypadalo by w sumie nabyc. W zeszlym roku zalatwilismy wsio w dwie godziny, teraz mamy nadzieje zrobic podobnie. 
Zaproszono nas na Wigilie, wiec odpadlo mi gotowanie (kompot robie tylko, mam nadzieje ze wspolbiesiadnicy docenia, bo towarzystwo z roznych zakatkow Polski bedzie, a jak wiadomo, nie wszyscy te same potawy walkuja).  W sobote biesiadujemy u Tesciow (takoz mi gotowanie odpada, I like!), w niedziele planuje totalne nierobstwo i pijanstwo. Prosze trzymac kciuki za stuprocentowe wykonanie planu ;)



wtorek, 21 grudnia 2010 0 skomentowało

Zachcialo sie ekstrawagancji...

... to teraz sie, kurna, ma. 
Minus siedem to jeszcze Pan Pikus, nie? Dla niektorych chlodno zaledwie. No nam zamarzla woda w rurach w piatek, a dzisiaj postanowily zamarznac jeszcze i zbiorniki glowne. Bo czemu nie. Z tej okazji ja jezdze wczesniej do pracy, zeby prysznic wziac, a Chop sie wietrzy. Mloda u matki, wiec przynajmniej jej kwestia odpadla.
Nie no, kurwa. Fajna ta zima, ale bez przesady.
Aha, a wiecie jaki niefajny dzwiek wydaje pekajaca na kanale kra? Ja oraz psy tez nie wiedzielismy, do wczorajszej nocy, kiedy to co jakas godzine budzil mnie trzask i szczekanie. Ekhem, szczekaly psy, nie kra.
Zesz. 
"Mieszkasz na barce? Jejuuuu, jak fajnie! Tez bym tak chciala!"
W tej chwili baaardzo chetnie sie z kims zamienie :P ;)

Aha, i bez komentarzy w sprawie Chopowego wietrzenia sie, zatyczki do nosa jeszcze niepotrzebne. W takie zimno czlowiek sie generalnie malo poci ;)

Z innej beczki: musze sobie kupic laptop normalnych rozmiarow. Bo ze slepoty i dla wygody czlowiek oglada sobie strony na necie w trybie pelnoekranowym, a potem klika 'minimalizuj' i dostaje zawalu, jak widzi, ktora godzina. Heh. Branoc. 
niedziela, 19 grudnia 2010 5 skomentowało

Włajaż włajaż...

Nie, nie zasypalo nas totalnie. Nie pisalam, bo nas nie bylo. Tzn bylismy na włajażu w Polszy. Sie dzialo...
Ok, moze az tyle sie nie dzialo, ale bylo eventful poniekad. 
Po pierwsze, na polskiej kontroli granicznej, Mloda pokazala panu straznikowi moj paszport zamiast swojego (identyczne okladki). Pan nie byl pod wrazeniem. No ja nie wiem czemu, ja nie moglam przestac chichrac...
Po drugie, prawie zamarzlismy w drodze z lotniska do stojacego na lotniskowym parkingu auta (-20 C !!!). Ehehe, czapki z glow (sic!) za zdolnosc wytrzymywania tej temperatury przez kilka miesiecy z rzedu ;)
Po trzecie, wspominana przeze mnie wczesniej Wisniowka skonczyla sie stanowczo za szybko ale i tak udalo sie nam z Tat(d)euszem zasiedziec jakos do 5tej rano ;)

No a oprocz tego byl zasniezony Sosnowiec, Harry Potter w Katowicach (bo w obydwu sosnowieckich multipleksach tylko z dubbingiem wersje, a az tak okrutna postanowilam nie byc ;)), jeszcze bardziej zasniezony Ustron i pizdziawska Czantoria. To tak w skrocie :)

W Ustroniu jak najbardziej polecam Muzeum Motocykli "Rdzawe Diamenty", bardzo zakrecony klimat. Chop sie napalil i naogladal staroci, modele z poczatkow XX wieku. Podziwiam wlasciciela za zapal kolekcjonerski :)
Drugim miejscem wartym odwiedzenia jest restauracja "Allo Allo". Tak, dokladnie to "Allo Allo". Bardzo ciekawy pomysl, szkoda tylko, ze od centrum sie szlo i szlo, i szlo...Z menu polecam goraca czekolade. No i w ogole polecam samego menu poczytanie, mozna sie usmiac ;)
Co do 'pizdziawskiej Czantorii', postanowilismy na nia wyjechac wyciagiem krzeselkowym. Nie to ze sniezylo, nie to, ze wialo, nie to, ze dobrze ponizej zera bylo. Chop sie podjaral jak male dziecko, bardziej nawet niz Mloda :D

No i tak o, w skrocie.
No plus jeszcze imprezka byla, malutka ;) Dziekuje bardzo jeszcze raz Wam, imprezkowiczom, za przybycie :) :*






piątek, 17 grudnia 2010 1 skomentowało

Teaser

Tak bylo tam:

  

A tak jest tu:

środa, 1 grudnia 2010 3 skomentowało

Snow woman...?

Co robia dzieci jak pada snieg, pozamykano szkoly, zaklady pracy i nie ma gdzie isc, bo kiepsko sie autem jezdzi po nieodsniezonych drogach?
Robia balwana.
Albo balwanke :D






0 skomentowało

Update.

Pamieta ktos ostatni raz w PL kiedy zamknieto prawie wszystko z powodu sniegu? Ja w sumie nie do konca... 
Tutaj dzis nie jezdza autobusy, tramwaje, pociagi maja opoznienia. Szkoly pozamykane. Moj Zaklad tez (to oczywiscie bonus w calej tej sytuacji :)).
Powiem tak, oto jak wygladaly nasze schody godzine temu:

A dalej pada :)
Krajobraz naprawde sielankowy, cisza, spokoj, panowie z magazynu obok tez do pracy chyba nie dotarli bo kompresor wylaczony...
Tak jest na zewnatrz:





Dobrze, ze w poniedzialek pocielismy cale drewno opalowe na kawalki, troche bylo by nam w tej chwili ciezko je odkopac. W obydwu kominkach napalone, generator tez napelniony, bedziemy dzis odstawiac Dzien Leniucha. Zreszta jak trzy czwarte mieszkancow South Yorkshire. Mam tylko samolubna nadzieje, ze Asda otwarta, bo niewiele mamy w domu do jedzenia... Ale na zakupy trzeba chyba bedzie isc na piechote.


Sprawdzam tez co chwile strone lotniska Luton, ale na razie "London Luton Airport is fully open and operational." Pyrzowice tez lataja normalnie. Mam nadzieje, ze tak pozostanie do soboty...
Prosze trzymac kciuki...

2 skomentowało

Let it snow...

No ja nie rozumiem o co halo. Ze snieg spadl? Ze 10 cm? Pfff.
Dla mnie super :)
Tak na marginesie, kanal tez zamarzl. Ale dla mnie dalej super ;)
Wszystko dzisiaj spanikowalo i sie pozamykalo. Z Zakladu nas puscili o 20:00. 
Zobaczymy co bedzie rano, kole 20:30 wygladalo to tak:






Suuuuuper, nie? Zobaczymy czy do rana stopnieje, czy napada wiecej. 


Biorac pod uwage panujace warunki atmosferyczne tu, na trasie oraz w PL, postanowilismy bilet lotniczy do Polski kupic, a nie przedzierac sie przez nawalnice autem. (Bo oczywiscie tutaj opon zimowych nie ma. Bo po co, nie? Zima to ta pora roku, w ktorej dotychczas deszcz padal troche czesciej niz zwykle i chodzilo sie w kurteczce i klapkach. Cos mi sie wydaje, ze sie to sie niedlugo zmieni ;))
Teraz tylko miejmy nadzieje, ze samolotow nie uziemia. 
Bardzo uprzejmie prosze trzymac kciuki i oczekiwac nas w sobote kole polnocy. Tat(d)eusz butelczyne Wisniowki juz zakupil, aby tradycji stalo sie zadosc :) (Tradycja mocna rzecz, nawet po kwietniowej podrozy stad autem z K., z paroma zaledwie przystankami, Wisniowka na stole na mnie czekala - pomine moze jednak fakt, ze dosc doslownie 'padlam' po trzech kieliszkach :D)


Tak na koniec, historyjka z kategorii 'madry Anglik'.
Dzwoni do mnie pan z AA i usiluje sprzedac wakacyjna polise ubezpieczeniowa. Spoko, kolo dzwoni do mnie to poslucham. Prosi o dane, podaje. Czy mozna email? Oczywiscie. ***@tlen.pl O... email nierozpoznany. Hmm, no moze dlatego ze polska domena. Polska? Tak. A to w Polsce nie macie .co.uk? No tu jest .uk jako United Kingdom, my mamy .pl jako Poland. Ahaaaaa...
Kurtyna.
poniedziałek, 29 listopada 2010 0 skomentowało

Powialo chlodem.

Wielka Brytfanna spanikowana, bo sniegiem przyproszylo. No ale fakt, temperatury -5 nie mieli tu od dosc dawna.
Kanal jeszcze nie zamarzl, wiec ja na razie sie nie przejmuje.
Uwielbiam tez angielskie health & safety, dzieki ktoremu ewakuowano dzis Zaklad o 19:00. A czemu? A dziura w dachu sie zrobila wczoraj podobno (don't ask... *rolleyes*), w dwoch miejscach. Kapalo, przeciagi jak skurczysyn, generalnie temperatura wewnatrz byla podobna do tej, ktora jest na barce jak w piecach nie palimy.
Rano przetasowali ludzi pod katem miejsc siedzacych, niby pewnie ze jak wszyscy beda w kupie, to bedzie im cieplej oraz nie bedzie im topiacy sie snieg na glowe kapal. Nie pomoglo to za bardzo w kwestii ciepla - wszyscy siedzieli w kurtkach, szalikach, czapkach i rekawiczkach. Niby bylo znosnie, ale tylko do momentu jak zaszlo slonce (kole 16:00) i temperatura zaczela dosc znacznie spadac. Po 18:00stej protesty byly juz dosc stanowcze oraz okazalo sie, ze osobe odpowiedzialna za oproznianie wiader spod przeciekow gdzies wcielo (a tutaj musi to byc odpowiednio wykwalifikowana osoba - mnie, zwyklemu szaraczkowi, prawo zabrania takiego wiadra dotknac, nie mam odpowiedniego przeszkolenia w temacie health & safety; sraty pierdaty). W kazdym razie szefostwo stwierdzilo, ze klienci nie powinni slyszec jak zebami szczekamy i o 7mej kazano nam isc won. Za pozostale 4 godziny pracy zostanie nam oczywiscie zaplacone, tak wiec dzien dzisiejszy do dosc udanych zaliczam :)
Zastanawiam sie tylko, kto te wiadra bedzie przez cala noc oproznial. Oraz czy jutro bedzie business as usual, bo, co ciekawsze, wiadomo gdzie cieknie z sufitu, ale w ktorym miejscu dachu te dziury sa, to nikt dzis pojecia nie mial. 
Ja do pracy dopiero we wtorek ide, mam nadzieje, ze bedzie jeszcze gdzie isc ;)

Update na chujowej liscie to Pani Dicksee. 
Update poza kategoria to Pani Truly Scrumptious. Serio. Ktos widzial film "Chitty Chitty Bang Bang"? (Ja tak, bo Chop ze mna przlecial cala angielska klasyke filmow dzieciecych, oburzony, ze o polowie z nich nigdy nie slyszalam. Ale sprobujcie mu wytlumaczyc, ze my mielismy Pana Kleksa i Plastusiowy Pamietnik, nienienie, to sie nie liczy...)
Co do pani Truly Scrumptious to podejrzewamy, ze sama sobie imie zmienila, zadnych rodzicow o az takie idioctwo nie podejrzewam... (chociaz w sumie szybkie przeszukanie netu wyplulo, ze "We found 11,172 family history records for SCRUMPTIOUS on Surname Finder in our history archive", wiec moze to faktycznie jej prawdziwe nazwisko, wspolczuje...)
czwartek, 25 listopada 2010 0 skomentowało

Home alone.

Nienie, to nie reklama filmu.
Chop sie odgraza, ze kazalam mu isc zarabiac, to poszedl. Fajno. 
Na serio fajno. Teraz rozumiem, dlaczego Tat(d)eusz tak uwielbia Muskowe letniskowanie sie nad morzem. Spokoj, cisza, wyluzowanie. Bliss.
Znajoma pewna na Zakladzie ma meza w Hiszpanii. Widza sie pare razy do roku. To juz lekka przesada chyba jednak. Ale znajoma twierdzi, ze im dobrze, ze te pare razy jest intensywne, mowie tu takze o seksie ;) Ja tak bym chyba jednak nie umiala. Home alone przez pol tygodnia jest przyjemne, siedzenie samemu przez pol miesiaca juz bylo by dla mnie nudne. Pomine tez fakt, ze pewnie bysmy sie z Mloda pozabijaly... ;)
Kumpel mowi mi ostatnio, ze wspolna nasza kolezanka 'poderwala' faceta z dzieckiem i ze moze jakichs porad bym poudzielala. Na co ja, ze niech sobie "Kopciuszka" przeczyta, bo ze mnie to raczej taka evil stepmother glownie jest. Sie staram, serio serio. I ogolnie jest lepiej niz gorzej. Ale kombinacja mojego wychowania z domu wyniesionego, fakt bycia jedynaczka oraz wlasnych odchylen od normy jest czasami wybuchowa w konfrontacji z nabuzowana hormonalnie, przekonana o wlasnej nieomylnosci oraz nastolenia, no, nastolatka wlasnie. Ludzie zwykle maja te dziesiec z hakiem lat, zeby sie do dziecka 'przyzwyczaic' i dziecko w jakims tam stopniu rozgryzc. Ja se skoczylam na gleboka wode. A tsooo.
I tak sie tylko zastanawiam, kiedy ta nastoletnia nastolatka sie zacznie burzyc, ze 22:00 to troche za wczesnie na bed time. Zastanawiam sie tez, o ktorej wtedy bedziemy musieli chodzic spac my, zeby sie soba i cisza we dwojke nacieszyc. Tzn pod warunkiem, ze Chop nie bedzie na wyjezdzie *roll eyes*

Dzisiaj zdrowko jabcokiem pije (ciderkiem). Dwa dni z rzedu to jeszcze nie alkoholizm?


Z wiadomosci ingliszowych: pani ostatnio miala maila pod tytulem "hot_slapper" na hotmailu. I sprobujcie sie tu nie smiac, na glos to czytajac. Pani sie w kazdym razie zazenowala. Zwlaszcza, ze jej data urodzenia oscylowala w okolicach 1950 ;)
Zaczelam tez prowadzic tzw. 'chujowa liste', na razie figuruja na niej panie Mycock, Johncock, Laycock, Tancock oraz pewna klientka-Holenderka, ktora Cock miala na pierwsze... Podobalo mi sie jak literowala mi swoj adres mailowy: "O'Connell, kropka, i teraz moje pierwsze imie, nic na to nie poradze: c o c k." Ehehe.
No to tym chujowym akcentem... ;)

wtorek, 23 listopada 2010 4 skomentowało

Heh.

Zeby nie bylo, ze zamilklam na zawsze.

Panie w pralni przywitaly mnie dzisiaj ze zdziwieniem, w koncu dosc dlugo sie tam nie pokazywalam. Odwalilam trzy wielkie wory na smieci prania, dokonczylam czytac ksiazke w ciszy i spokoju, wysuszylam ciuchy potrzebne na jutro, reszta wisi na sznurach.
Czlowiek sie wygodnicki przy pralce robi. I nie mowie o potrzebie do pralni dojazdu, chodzi mi o ilosc ciuchow do brudownika codziennie wrzucanych. Wiadomo, ze nikt w jednych majtkach tydzien nie chodzi, ok, Mloda jednak potrafi do brudownika wpierdzielic koszulke i spodnie noszone przez jeden wieczor (a sprobujcie jej przetlumaczyc, zeby szkolna koszule co drugi dzien zmienila, o nienie, to jakos do niej nie dociera).
No w kazdym razie pranie odbebnione, jutro poszukam od pralki paragonu, wypadalo by wreszcie po siakiegos mechanika zadzwonic. 
Bo mam dwa dni wolne wlasnie. Dwa. Cale. Omatkobosko. Juz zapomnialam co sie w dni wolne w sumie robi... Chociaz nie, jedna rzecz udalo mi sie zrobic koncertowo: spalam do 11:30 :D

Koteckowatego brakuje.
Moze to lekko chore, ale lezal zawiniety w kocyk na swoim stalym miejscu do soboty, kiedy to urzadzilismy mu kremacje. Duuuze ognicho bylo. Dopiero teraz do mnie dociera, ze juz go nie ma.
Listopad to w ogole zly miesiac dla naszych zwierzakow byl. Nie pisalam wczesniej, ale chomikowatego tez od paru tygodni nie ma. Wersja oficjalna jest, ze zmarl ze starosci. Nieoficjalna? Podejrzewamy atak serca, do ktorego przyczynil sie jeden z psow. Chomikowaty zostal skremowany w kominku. Nie bede nikomu £90 placic...
Oproznilam pare dni temu kuwete i chomikowa klatke. Closure.
Zachowalam zwirek. Moze...

Heh.
Zdrowko za Was i Waszych (dzieciorkowatych, koteckowatych, chomikowatych, p... piesiatych???) winkiem pije.



środa, 17 listopada 2010 3 skomentowało

Smutno.

Listopad to ewidentnie nie moj miesiac w tym roku.
Nie dotarlo to do mnie jeszcze w calosci...
Bercik, kotecek moj ukochany, zmarl dzis rano. W aucie, 5 minut przed tym, jak do veta dojechalismy. Wczoraj jeszcze tu byl, siedzial na moich kolanach, mruczac, dzisiaj...
Kurwa, kurwa, kurwa.
Vet stwierdzil zatrzymanie akcji serca i podejrzenie krwotoku wewnetrznego. Bidula wyszedl wczoraj na pare godzin, po powrocie wygladal normalnie, ale mial problemy z oddychaniem. Pluje sobie w brode, ze jakbym go w nocy do auta zapakowala i do veta zawiozla, to moze dzisiaj by tu jeszcze byl. Zywy. Bo rano juz strasznie trudno mu oddychanie szlo, a w aucie dostal spazmow i plul krwia.

Czyli chujnia, myslalam, ze do trzech razy sztuka, ze tym razem sie uda, ze zdaze go wykastrowac i nie bedzie sie szlajal. Vet powiedzial, ze mogl go samochod potracic. Tyle ze kolo nas nic oprocz pociagu nie jezdzi. A po takim potraceniu sam by do domu nie wrocil. Koty zawsze na cztery lapy spadaja, on musial o cos uderzyc. Biedactwo. Moje male biedactwo...


Z ciekawostek popierdolonych: za kremacje kota i zwrot prochow vet zaspiewal £90. Dziekuje, postoje. 


Nie wiem co ze soba zrobic... Brakuje mi mojego czarnego cialeczka i jego mruczenia, memlania, miauczenia.
Przepraszam ze smece...

piątek, 12 listopada 2010 1 skomentowało

Freaked out.

Nie wiem jak u Was, ale u mnie wieje.
Czy na kanale tez skala Beaufotra obowiazuje? Bo jesli tak, to mamy co najmniej szostke, jak nie siodemke.
Bylam wlasnie w aucie po zapomniane fajki i mialam problem z powrotem pod wiatr na barke. Chlupie mi wszystko dookola, dwie mniejsze, przycumowane do nas lodki uderzaja w nas, dudniac przeuroczo. Wiatr wiucha nad glowa, barka sie kolysze na boki.
A Chop w Londynie.
Zeszfak.
W drodze po wspomniane wyzej fajki, przy swietle latarki posprawdzalam stan cum. Trzymaja. Tzn barkowe cumy nie maja innego wyjscia, bo to lancuchy o pieciocentymetrowej srednicy oczek; martwily mnie lekko cumy lodek mniejszych. Nie chcialabym rano lodek owych w dole kanalu szukac, wiecie o co chodzi.
No w kazdym razie trzymaja tez, na razie.
Pozbieralam z pokladu wszystkie luzne, lekkie rzeczy i znioslam na dol.
I tak siedze sobie wlasnie, kolyszac sie lekko (nic dzisiaj nie pilam, honest!), i zastanawiam sie jak ja wlasciwie usne.
Mloda przebakiwala, ze sie boi, ale stad slysze jak chrapie, wiec problemu z zasnieciem najwyrazniej nie miala.
Rozpatrywalam opcje zatyczek do uszu, ale istnieje ryzyko nie obudzenia sie z budzikiem, wiec opcja mi odpadla.
Heh, moze kolysanie mi pomoze...


Aha, narzekalam, ze nieszczescia parami, tak? No w Angli trojkami. Zdupczyla sie dzis pralka.
Zaczynaja mi powoli rece opadac...



środa, 10 listopada 2010 1 skomentowało

O co kaman?

Byla prosba o notki jezykoznawcze, tak? To prosz.
Facebookowy komentarz znajomej z poprzedniej pracy, tematem byly problemy ze znalezieniem miejsca na firmowym parkingu.
Enjoy:
"omg! its a fookin joke init! a dunt start till 11.30 n av got a space in car share but sum1 teks it anyway! summet needs t be dun x"
Taaaa. 
Nie brzmi to nawet tak zle jak sie jej slucha, ale tekst pisany wyglada co najmniej smiesznie, nie?
Dziekuje szczesliwym gwiazdom, ze po przyjezdzie tutaj nie zamieszkalam w Barnsley, zapewne mowilabym podobnie. Zreszta w sumie ktory z wyspowych akcentow nie jest na swoj sposob smieszny? Mam na codzien pelen przeglad i dalej nie moge sie z nimi wszystkimi oswoic.

A co ciekawsze, tybylcy tez maja problemy ze zrozumieniem swoich ziomkow. Slawetny przyklad Tesciowny i rainbow, z telefonicznej rozmowy z jej znajoma, Szkotka Sylvia.
Tesciowna opowiadala, jak to przyjezdzaja do Edynburga ze mna i K., i zastanawiaja sie co z nami zrobic w czasie, kiedy oni beda w czyms tam masonskim uczestniczyc. Ze albo nas podrzuca do centrum, na zwiedzanie edynburdzkich knajp, albo nam kupia butelke wina i zostaniemy w przyczepie kempingowej na polu namiotowym (budget trip to byla :P). Na co Sylvia odpowiedziala wyzej wspomniana tecza. 
Czemu rainbow? Bo "they can buy their own bottle" z dosc mocnym, szkockim akcentem to wlasnie "thej kn baj derejnbotl".
Nie mam wiecej pytan :p


 Edynburg, miasto na wielu poziomach :)

wtorek, 9 listopada 2010 0 skomentowało

Ciesze sie, ze wstapilam do AA.

Tutejszy skrot nie oznacza jednak tylko abstynencji, to takze nazwa firmy oferujacej pomoc drogowa :)
Bo dzisiejsza podroz z pracy zabrala mi dokladnie dwie i pol godziny.
Jakies piec minut od Zakladu stracilam sprzeglo. Tzn w jednej chwili bylo, a w drugiej nastapil trzask i pedal sprzegla znikl. Dodam, ze bylam w wlasnie na jednej z ruchliwszych ulic, w porze wieczornego korka.
Konsultacja telefoniczna z Chopem pomogla mi w doczolganiu sie autem 'na jedynce' do pierwszego zakretu i zjechalam na mniej uczeszczana uliczke, po czym wykonalam rozpaczliwy telefon p.t. "I'm broken down, please help!". Pan przyjechal po godzinie. Dobrze ze McDonald's byl za winklem, moglam sie przynajmniej ogrzac i goracej kawki napic.
Na chwile obecna kabel sprzegla jest nadsztukowany, ale pan kazal do mechanika sie udac asap. Do domu wracalam starajac sie jak najmniej biegi zmieniac :)
Ale przeciez jak od paru miesiecy przebakiwalam niesmialo, ze sprzeglo jakos tak dziwnie czasami chrupie, to mnie ignorowano, nie? Coz, widocznie sie nie znam...
Co najsmieszniejsze, auto bylo w warsztacie wczoraj, na wymianie klockow hamulcowych. Nieszczescia parami itepe?
niedziela, 7 listopada 2010 0 skomentowało

Listopad.

Czyli w sumie to juz zima.
Nie wiem jak u Was, ale u nas pieronsko zimno. 
Jeszcze wczoraj bylismy na kolejnym bonfire party, a dzisiaj az strach nos na zewnatrz wysciubic. W obydwoch kominkach napalone od rana, dobrze, ze zapas drewna mamy.


Drugie tyle juz porabane, pod pokladem lezy. 
Balam sie, ze ktos sobie ognicho z tej naszej kupeczki wczoraj zrobi, ale na szczescie nikomu poza mna to do glowy nie przyszlo :)
We wtorek Chop do Londynu jedzie, do pracy. Ma wrocic na weekend, czy jakos tak. Kolejny tydzien z Mloda sam na sam. Piknie, nieprawdaz? Nie mogl sobie wybrac dojazdowej roboty latem? Jak nie trzeba w piecu palic i jak sie nie robi ciemno o 16:30? ... Heh ... Nie powinnam jednak w sumie narzekac, robota nie wybiera, a obecna ma szanse na caly rok sie rozciagnac.
Nie wiem skad dorwali Meksykanke w srednim wieku, ale babka postanowila dwie lodki pod Londynem kupic. I obie do przerobki. Czyli generalnie w tydzien bedzie zarabial tyle, co ja w miesiac. Czyli ja se w tym piecu sama napale :)

A tak w ogole to pamieta ktos jeszcze to? 



We've come a long way baby :D

piątek, 29 października 2010 3 skomentowało

Angielski z Anglikiem.

Po ilus tam latach od wydania przez Robbiego Williamsa singla "Trippin'", oswiecono mnie dzisiaj w kwestii fragmentu tekstu.
'The boys have done a bit of bird' dla mnie znaczylo, ze chlopaki przelecieli pare lasek. Nie moglam sie bardziej mylic. Tekst znaczy, ze chlopaki troche przesiedzieli w wiezieniu. I zapewne przeleciano ich. Ehehe.
Fajnie jest sie czegos nowego nauczyc :)
 
czwartek, 28 października 2010 0 skomentowało

I want it now...

... ale bede musiala poczekac jeszcze rok, bo nie moge kontraktu zmienic, abu.




I dalej twierdze, ze Nokia lepsza od iPhona :P

Kotecek sie slodko do moich plecow wlasnie przytula, nie zdaje sobie sprawy, bidula, ze jutro do veta jedziemy. Na razie tylko szczepienie, procedure obcinania jajek chce z vetem dopiero omowic. Bo boje sie, ze z energetycznego futrzaka, Bertek zmieni sie w ospalego grubasa. Boja sie, ze przestanie biegac na spacery z psami (a jakze, trzech czworonogow teraz sie wyprowadza :)), ale z drugiej strony nie chce, zeby skonczylo sie tak samo, jak z dwoma poprzednimi koteckowatymi - wyszli na dupy i nie wrocili.

 Bercik - kokietka :)


środa, 27 października 2010 0 skomentowało

Troszke mnie zaniepokoil fakt,...

... ze wszyscy nas wszedzie zapraszaja na imprezy, bo 'Chop jest taki fajny'. 
Hmmm.
Ja tez jestem, cholerka, fajna.
Serio.
Najnowsze zaproszenie mamy na Bonfire Party wydawane przez pare lesbijek. Kto Chopa zna, wie jakie ma do homoseksualistow podejscie :)
Na ostatniej imprezie stwierdzil do mojego kumpla geja, ze go nie poznal bez makijazu. Przy innej kolezance les, wypowiadal sie na temat Take That, jacy to z nich 'gay bastards'. Itp itd
Coz, angielskie poczucie humoru :)
Ale na party zapewne sie udamy, podobno dziewczyny maja super widok na panorame miasta i bedzie mozna poogladac wszystkie fajerwerki. 
Osobiscie uwielbiam bonfire night, to dla mnie taki Sylwester przy lepszej pogodzie. Pare lat temu pojechalismy gdzies na obrzeza Sheffield, gdzie mieli wieeeeelkie ognicho i mase ogromnych fajerwerkow. Super wieczor. Wszyscy razem swietnie sie bawili, palac kukle Guy'a Fawkesa i saczac piwko. Dzieciaki kukle Fawkesa robia o wiele wczesniej i potem chodza z nia po miescie, zbierajac kase na fajerwerki. Mloda 2 lata temu podobno uzbierala £40. Niezly biznes.


Z wiadomosci makabrycznych - dostalismy wczoraj krolika. Martwego. Dzisiaj byla na kolacje rabbit stew. Yummy. Na szczescie nie ja musialam kroliczka wybebeszyc (tak toto slodko/sztywno na stole wygladalo, nawet Bercik go szerokim lukiem omijal, strasznie truchelko do kotecka bylo podobne). Ja u nas Gary zmywam, gotuja inni :D
Jutro mozliwe, ze na kolacje bedzie dog stew, duuuzy garnek. Bo owczarek sie dzisiaj zlal w domu dwa razy oraz raz zesral. Zaczynam go miec powoli dosc :)



poniedziałek, 25 października 2010 4 skomentowało

Miszczunio.

Czyli tutejszy Master.
Mnie od razu skojarzyl sie z Drakula Mela Brooksa, kiedy to Renfield non stop powtarzal 'Yes, Master!'. Zapodalam na forum rodzinnym i sie przyjelo :)
O co kaman?
Miszczuniem swojej lozy jest w tym roku tesciu, dlatego tez sobotnia Ladies' Night byla dosc szczegolna. 
Glowna Lady byla mama Chopa, odszczelona w autentyczna, recznie wyszywana flapper dress, ktora zakupila w sklepie charytatywnym za £20. Potem wyszukala na necie, ze identyczne sukienki sprzedaja sie w Stanach po ponad $1000. Hehe.

Zaproszona zostala cala rodzina, o wymogach stroju juz pisalam :)
Sama uroczystosc na poczatku dosc oficjalna, kazdy na wejsciu Miszczuniowi z zona zostal przedstawiony, a potem obfotografowany. Nastepnie wszyscy zaatakowali bar. Potem wprowadzono nas na sale, gdzie odbyla sie ceremonii czesc wlasciwa. Wyzerka, desery, kawusia, przemowienia. Jak to skomentowalam do siedzacej obok Szkotki Sylvii, 'czulam sie jak na mszy w kosciele katolickim - powstac, usiasc, powstac, usiasc' :) Byl tez toast dla krolowej oraz odspiewanie 'God save the Queen'. Ja nie spiewalam :)
Po oficjalniej przerwie czekalo nas jeszcze wiecej przemowien, ale byly tez i prezenty dla kazdej z obecnych pan.
No i wreszcie zaczely sie tance.
Najpierw dosc niesmialo, w koncu srednia wieku oscylowala kole 50tki, potem jednak Miszczunio zezwolil panom na zrzucenie marynar i poszlo juz z gorki :)
Ja zrzucilam takze buty, bo dawno na obcasach nie chodzilam i lekko mi paluszki zaczely dretwiec. Gole stopy przydaly sie zwlaszcza przy tanczeniu Footloose :D
Generalnie noc byla udana, ja moge na wiecej takich imprez chodzic, ale Chop zapiera sie rekami i nogami przed wstapieniem do 'stowarzyszenia'. Chociaz wiem, ze kusi go ogromnie poznanie tajemnicy sekretnego uscisku dloni :D
Jak dla mnie, niech wstepuje w szeregi. Raz, ze ja bede miala wieczory tylko dla siebie, jak na spotkania bedzie jezdzil, dwa, ze widze po tesciach, ile nowych znajomosci mozna zawrzec, trzy, ze czesciej bede Chopa ogladac w takim stroju:




Moze nawet go zmusza do brody zgolenia :D:D
sobota, 23 października 2010 7 skomentowało

Ekhem.

Bo podobno ktos to jeszcze czyta.
Faaaajnie bylo by jakis slad zostawic, nie czulabym sie az tak samotnie...
Nie trzeba chyba miec konta na gmail'u, zeby zakomentsic?

Zima, zimno, wieje. I zgubilam gdzies krem do rak. I wcale nie chce mi sie na to Ladies' Night isc. Ale pewnie jutro sie przemoge.
Mloda w szpitalu od wczoraj do jutra: nie dawala sobie nigdy wytlumaczyc jak inhalatora poprawnie uzywac plus latala wszedzie z gola dupa (to ulubione haslo Muski), wiec ja zostawili na obserwacji. Bo astma polaczona z tzw chest infection to juz nie zabawa.
Mam tez w planie od nastepnego tygodnia wprowadzic w zycie plan edukowania Mlodej w sprawach mody. Bo ona twierdzi, ze nowe 'outfits' trzeba jej kupic. Mam zamiar ja nauczyc kombinowania. Zalozylysmy sie, ze z tego co ma w szafie spokojenie co najmniej 10 roznych strojow jej zloze. Bo ma toto dopiero 14 lat, a juz prezentuje calkiem kobieca wymowke, ze 'nie ma na siebie czego zalozyc' :)



środa, 20 października 2010 2 skomentowało

Chorym byc.

Chop przywlokl cos do domu we srode. I od srody mialam mlyn.
Rozpalanie ognia zanim z pracy wrocil, zeby mogl w ciepelku usiasc; gotowanie zarelka, zmywanie, sprzatanie itepe.
Wczoraj dopadlo mnie.
Dzisiaj rano tesciowa nie chciala mi nawet buziaka na dzien dobry dac, zebym jej nie zarazila przed Ladies' Night (o tem potem).
Na Zakladzie mowilam juz szeptem.
Wracam do domu i co? Czeka na mnie ciepelko przed trzaskajacym ogniem? Kolacyjka na stole? Jakis wzgledny porzadek? 
Pfffff.
No ale przeciez ja nie narzekam.


Co do soboty, idziemy na masonskie party. Ladies' Night, czyli podziekowanie dla pan. Mam nadzieje, ze mi sie polepszy zdrowotnie, bo nie mam ochoty stac przez caly wieczor w kaciku, nosem pociagajac.
I to nie takie tam zwykle party podobno - Chop ma prikaz dinner jacket nabyc. Mloda matka odpicowala w rozowa suknie balowa, a ja, z braku laku, kuplam se to (God bless znizke pracownicza :)). Z niebieskimi bucikami i niebieskim fifrokiem na ramionach powinno wygladac znosnie. Nie pytajcie czemu niebieski, tak se wybralam.

Od jutra mam w planie jechac jedynie na tabletkach, syropie i jogortach - co by sie wyleczyc oraz co by w sukience smuklo wygladac. Dobry plan, nie? :)

niedziela, 17 października 2010 0 skomentowało

Ta ostatnia niedzieeeeeelaaaaa...

Uwielbiam dni wolne od pracy, kiedy jestem sama w domu. To chyba syndrom jedynaczki, potrafie swietnie czas sama ze soba spedzac. Glownie na leniuchowaniu, fakt, ale czasami zdarza mi sie tez cos konstruktywnego zrobic :) 
Chop znowu w pracy, dzis pol dnia tylko. Mloda zostawilam wczoraj ze Szwagierka, mam wiec dom/barke tylko dla siebie. Bliss.
Pracowity poranek odbebnilam i teraz sie bycze. A co.
Efektem byczenia jest przeczytane 142 stron Kathy Reichs 'Deja Dead' oraz pomniejszenie zdjec z wczoraj.
Bo zanim Sz. i M. odplynely, poszlysmy pozwiedzac Trafford Center. Niby centra handlowe sa wszedzie takie same, ale przyznam, ze bylam milo zaskoczona.

Food court stylizowany na poklad pasazerskiego liniowca, z basenikiem/sadzawka oraz krzeslami i barierkami jakby zywcem ze statku sciagnietymi. A nad wszystkim niebo pelne gwiazd. 






Do tego alejki w stylu Chinatown i Nowego Orleanu, z restauracyjkami ukrytymi pod charakterystycznymi zadaszeniami.





Reszta w sumie nie rozniaca sie wiele od standartow innych centr handlowych, moze poza dosc ciekawymi malowidlami na scianach i pseudo marmurowymi rzezbami. Ale efekt koncowy stanowczo na plus.


Lodka Sz. byla dokladnie tam, gdzie ja wlascicielka tydzien wczesniej zostawila, zapakowaly prowiant, uzupelnily zapas wody i odplynely.



A ja pojechalam z powrotem do Sheffield, uroczym Snake Pass, wijacym sie przez Peak District. I kto powiedzial, ze prowadzac, nie mozna zdjec robic???? :D







Przestalam jednak zdjecia cykac, jak zaczelo lac (czego mozna sie bylo domyslic z widocznych powyzej, uroczych, chmurek).
Ehh, teskno mi za Bieszczadami jak tamtedy jezdze...

Ps: Tym razem zdjecia wieksze, bo zazalenia byly :P 
    Tzn wieksze beda jak sie na nie kliknie ;) 




sobota, 16 października 2010 0 skomentowało

Mialam naskrobac,...

... to ciagle cos innego wypada. 
Zdjec narobilam mase, wiec nawet jak sie nic ciekawego nie bedzie dzialo, to material notkowy mam juz zaklepany. Ino obrobic musze. A dalej nie znalazlm nic do zdjec pomniejszania - inna sprawa, ze nie poszukuje dosc intensywnie w sumie.
Jutro miala byc wyluzowana sobota, z leniuchowaniem w lozku co najmniej do 9 (!!!) rano, to sie okazalo, ze nie ma kto Szwagierki na jej lodke podwiezc. 
Bo to cala rodzina taka poje... chana... 
Szwagierka lodke teraz ma takoz, mniejsza od naszej znacznie dosyc, zakupila ja pod Birmingham i teraz nia w weekendy plynie do domu. Nie to, ze takie chop siup. Kanalami trzeba na Manchester sie kierowac, potem w strone Leeds i dopiero na dol do nas.
No i jutro wlasnie do Machesteru jedziemy. Bo na razie tam sie jej udalo doplynac. Czyli zegnaj wyluzowany poranku, witaj pobudko o 7 rano. Pfff.

Nic to, poleniuchuje w poniedzialek. Na Zakladzie mam byc dopiero w poludnie :D Chop przyszly tydzien ma wolny, wiec to on bedzie Mloda do szkoly porankami wozil. Ja sie wreszcie wyspie.
Chociaz przyznam, ze przez te ostatnie 5 dni sie z Mlodociana jakos lepiej poznalysmy chyba. Po 4 latach by wreszcie wypadalo, nie? :) Powaznie mowiac, to jak wspomnialam w poprzedniej notce - jakas taka sie, kurna, dorosla lekko zrobila. Latka leca, nie? Ale dobrze, ze leca dzieciom ino, a nie nam :D


Japier...!!!
Kot mi wlasnie na plecy wskoczyl. Menda jedna. Wieczornego memlania czas widocznie. Wyjasnie, jak mi sie go uda wreszcie na filmie uwiecznic, wyglada to przezabawnie :)


Leee, ogien mi zagasl. To spac chyba czas isc wreszcie.
Manczester, here we come! :)



wtorek, 12 października 2010 0 skomentowało

Day off continued

Przyznam, ze pomimo wczesniejszego psioczenia, dzien minal bardzo fajnie.
I ja do tej pory nie wiem jak to sie dzieje, ale kiedy jestesmy z Mloda same, to swietnie sie bawimy. Zastanawiam sie co i dlaczego sie zmienia w obecnosci Chopa. Czy ja zaczynam opierdalac Mloda bo jestem opierdalana przez Chopa? Mozliwe. Mozliwe tez, ze przy ojcu Mloda zachowuje sie inaczej - moze podwazac moje decyzje z nadzieja na to, ze tata stanie po jej stronie. W sytuacji sam na sam nie ma jakby wyboru i robi to, o co sie ja prosi.
Chociaz przyznac musze, ze od wakacji Mloda jakos lepsza troche. Rzadziej jej odbija. Mam nadzieje, ze to nie cisza przed burza, bo w koncu wiek lat 14stu to przeciez dopiero poczatek wojny hormonalnej :)
W kazdym razie udalo sie nam dzisiaj i nudne domowe obowiazki odfajkowac (lista byla, a tso, kazda robila swoje plus razem pojechalysmy oproznic kibelek i smieci wywalic), i obiad razem ugotowac, i spedzic pare godzin na wprowadzaniu Mlodej w swiat blogowania. Taki jej pomysl podrzucilam, na razie sie podjarala, zobaczymy na jak dlugo :)
Jest wiec juz blog, jest wybrany przez nia layout, sa pierdolki pododawane, nie ma jeszcze tylko pierwszej notki. Bo w polowie pisania sie okazalo, ze to juz bed time niestety :)
Aha, bo zapomnialam przeciez powiedziec, ze Chop w robocie do jutra. Odnawiaja barki jakies w suchym doku w Thorne, i zeby szybciej skonczyc, odbebniaja dlugie dniowki oraz co drugi dzien tam nocuja.
To ja dokoncze teraz moze mojego drineczka, co se to go zrobilam jak Mloda na biala sale wybyla i tez w posciel uderze. Musze sie nacieszyc brakiem chrapania oraz calym lozkiem na wlasnosc (zwykle jestem dosc brutalnie przycisnieta do sciany, ale oczywiscie w kwestii wyjasnien slysze, ze on sie tylko przeciez do mnie przytula).
Night.
0 skomentowało

Day off

W tym tygodniu weekend mam w poniedzialek i wtorek. Tez fajnie.
Chociaz nie bede nikogo oszukiwac, uwielbiam to :D
Chop w pracy (tak, wiem, ewenement...), Mloda w szkole, tylko ja i prywatne zoo.
Plan dnia:
- zamiast porannego leniuchowania bez budzika, zryw o 7 rano i pomoc wyzej wymienionym w wyekspediowaniu do pracy/szkoly;
- Mloda trzeba do tej szkoly podwiezc;
- powrot na barke i poranny spacer z psia czescia zoo;
- nakarmienie czworonogow;
- sniadanie wlasne (czworonogi trza nakarmic wczesniej, bo inaczej siedza kolo stolu i skamla/w talerz sie gapia);
- kawka, papierosek i internet :) ;
- zimno mi sie przy tej kawce zrobilo, wiec: porabanie drewna na male kawalki i rozpalanie ognia w piecu;
- napelnienie generatora: czerwony diesel, ktorego uzywamy, wyglada zupelnie jak sok wisniowy (nie mam w planie smakowac :));
- wlaczenie generatora i wstawienie prania;
- rozpalenie w piecu po raz drugi, bo zdazylo zgasnac;
- przytaskanie kubelka drewna;
- odkurzanie (przy owczarku alzackim trzeba odkurzac codziennie, siersciuch jeden!);
- mycie naczyn;
- sortowanie ciuchow w sypialni, bo dziwnym trafem wsio zawsze laduje na podlodze;
- wieszanie prania;
- internet :D
- odbior Mlodej ze szkoly;
- kurna!!!!!
To ja juz wole do roboty codziennie chodzic. Serio serio. I wole, jak Chop sie w kure domowa bawi. Jedyny szkopul w tym, ze on w 3 dni zarabia tyle co ja w tydzien. Heh.


Dopiescilam wyglad bloga, lepiej juz nie bedzie. A rdza dalej mi sie podoba.
Uwielbiam tez fakt, o czym juz wczesniej wspominalam, ze kopia robocza sie sama non stop zapisuje!


House M.D., sezon pierwszy, dotarl wczoraj. Witajcie zarwane nocki! :)


Ide do ognia dolozyc...



poniedziałek, 11 października 2010 0 skomentowało

Chomik

Podkradlam kompa Chopu i zdjecia obrobilam. Wiec prosz, seria 'Chomik'.

 O, nowa zabawka?

Nowa kuweta??

Tam sie cos rusza!

Nie wiedzialem, ze kocie zarcie jest teraz w plastikowych pudelkach...

Chomik czuje sie juz chyba jak w domu Wielkiego Brata, za kazdym razem jak wychodzi ze swojej kanciapki, obserwuja go trzy (glodne?) pary oczu :D (Drugi pies za malo od ziemi odstaje i sie na zdjeciach nie zmiescil :))
niedziela, 10 października 2010 0 skomentowało

Ta-dam!

Zdecydowalam sie na przenosiny. 
A bo tak.
Tutaj podobno latwiej sie dodaje posty i zdjecia, spodobalo mi sie takze nowe tlo, bo takie, hmm, swojskie :D
Z tego co widze, blogger sam co i rusz zapisuje tez wersje robocza posta, dzieki czemu bedzie mozna uniknac darcia mordy w przyszlosci, kiedy to po nacisnieciu zlego klawisza notka poszlaby sie j... :D
To tak tytulem wprowadzenia.
Tytulem historii, tedy prosz: betaa.blog.pl
A tytulem ciagu dlaszego - stay tuned :)
Chwilowo odkrylam wlasnie, ze moj laktop nie posiada programu Paint, wiec musze wymyslic nowy sposob na zmniejszanie zdjec z mojego telefonu. Ktos ma jakies sugestie?
 
;