piątek, 29 października 2010 3 skomentowało

Angielski z Anglikiem.

Po ilus tam latach od wydania przez Robbiego Williamsa singla "Trippin'", oswiecono mnie dzisiaj w kwestii fragmentu tekstu.
'The boys have done a bit of bird' dla mnie znaczylo, ze chlopaki przelecieli pare lasek. Nie moglam sie bardziej mylic. Tekst znaczy, ze chlopaki troche przesiedzieli w wiezieniu. I zapewne przeleciano ich. Ehehe.
Fajnie jest sie czegos nowego nauczyc :)
 
czwartek, 28 października 2010 0 skomentowało

I want it now...

... ale bede musiala poczekac jeszcze rok, bo nie moge kontraktu zmienic, abu.




I dalej twierdze, ze Nokia lepsza od iPhona :P

Kotecek sie slodko do moich plecow wlasnie przytula, nie zdaje sobie sprawy, bidula, ze jutro do veta jedziemy. Na razie tylko szczepienie, procedure obcinania jajek chce z vetem dopiero omowic. Bo boje sie, ze z energetycznego futrzaka, Bertek zmieni sie w ospalego grubasa. Boja sie, ze przestanie biegac na spacery z psami (a jakze, trzech czworonogow teraz sie wyprowadza :)), ale z drugiej strony nie chce, zeby skonczylo sie tak samo, jak z dwoma poprzednimi koteckowatymi - wyszli na dupy i nie wrocili.

 Bercik - kokietka :)


środa, 27 października 2010 0 skomentowało

Troszke mnie zaniepokoil fakt,...

... ze wszyscy nas wszedzie zapraszaja na imprezy, bo 'Chop jest taki fajny'. 
Hmmm.
Ja tez jestem, cholerka, fajna.
Serio.
Najnowsze zaproszenie mamy na Bonfire Party wydawane przez pare lesbijek. Kto Chopa zna, wie jakie ma do homoseksualistow podejscie :)
Na ostatniej imprezie stwierdzil do mojego kumpla geja, ze go nie poznal bez makijazu. Przy innej kolezance les, wypowiadal sie na temat Take That, jacy to z nich 'gay bastards'. Itp itd
Coz, angielskie poczucie humoru :)
Ale na party zapewne sie udamy, podobno dziewczyny maja super widok na panorame miasta i bedzie mozna poogladac wszystkie fajerwerki. 
Osobiscie uwielbiam bonfire night, to dla mnie taki Sylwester przy lepszej pogodzie. Pare lat temu pojechalismy gdzies na obrzeza Sheffield, gdzie mieli wieeeeelkie ognicho i mase ogromnych fajerwerkow. Super wieczor. Wszyscy razem swietnie sie bawili, palac kukle Guy'a Fawkesa i saczac piwko. Dzieciaki kukle Fawkesa robia o wiele wczesniej i potem chodza z nia po miescie, zbierajac kase na fajerwerki. Mloda 2 lata temu podobno uzbierala £40. Niezly biznes.


Z wiadomosci makabrycznych - dostalismy wczoraj krolika. Martwego. Dzisiaj byla na kolacje rabbit stew. Yummy. Na szczescie nie ja musialam kroliczka wybebeszyc (tak toto slodko/sztywno na stole wygladalo, nawet Bercik go szerokim lukiem omijal, strasznie truchelko do kotecka bylo podobne). Ja u nas Gary zmywam, gotuja inni :D
Jutro mozliwe, ze na kolacje bedzie dog stew, duuuzy garnek. Bo owczarek sie dzisiaj zlal w domu dwa razy oraz raz zesral. Zaczynam go miec powoli dosc :)



poniedziałek, 25 października 2010 4 skomentowało

Miszczunio.

Czyli tutejszy Master.
Mnie od razu skojarzyl sie z Drakula Mela Brooksa, kiedy to Renfield non stop powtarzal 'Yes, Master!'. Zapodalam na forum rodzinnym i sie przyjelo :)
O co kaman?
Miszczuniem swojej lozy jest w tym roku tesciu, dlatego tez sobotnia Ladies' Night byla dosc szczegolna. 
Glowna Lady byla mama Chopa, odszczelona w autentyczna, recznie wyszywana flapper dress, ktora zakupila w sklepie charytatywnym za £20. Potem wyszukala na necie, ze identyczne sukienki sprzedaja sie w Stanach po ponad $1000. Hehe.

Zaproszona zostala cala rodzina, o wymogach stroju juz pisalam :)
Sama uroczystosc na poczatku dosc oficjalna, kazdy na wejsciu Miszczuniowi z zona zostal przedstawiony, a potem obfotografowany. Nastepnie wszyscy zaatakowali bar. Potem wprowadzono nas na sale, gdzie odbyla sie ceremonii czesc wlasciwa. Wyzerka, desery, kawusia, przemowienia. Jak to skomentowalam do siedzacej obok Szkotki Sylvii, 'czulam sie jak na mszy w kosciele katolickim - powstac, usiasc, powstac, usiasc' :) Byl tez toast dla krolowej oraz odspiewanie 'God save the Queen'. Ja nie spiewalam :)
Po oficjalniej przerwie czekalo nas jeszcze wiecej przemowien, ale byly tez i prezenty dla kazdej z obecnych pan.
No i wreszcie zaczely sie tance.
Najpierw dosc niesmialo, w koncu srednia wieku oscylowala kole 50tki, potem jednak Miszczunio zezwolil panom na zrzucenie marynar i poszlo juz z gorki :)
Ja zrzucilam takze buty, bo dawno na obcasach nie chodzilam i lekko mi paluszki zaczely dretwiec. Gole stopy przydaly sie zwlaszcza przy tanczeniu Footloose :D
Generalnie noc byla udana, ja moge na wiecej takich imprez chodzic, ale Chop zapiera sie rekami i nogami przed wstapieniem do 'stowarzyszenia'. Chociaz wiem, ze kusi go ogromnie poznanie tajemnicy sekretnego uscisku dloni :D
Jak dla mnie, niech wstepuje w szeregi. Raz, ze ja bede miala wieczory tylko dla siebie, jak na spotkania bedzie jezdzil, dwa, ze widze po tesciach, ile nowych znajomosci mozna zawrzec, trzy, ze czesciej bede Chopa ogladac w takim stroju:




Moze nawet go zmusza do brody zgolenia :D:D
sobota, 23 października 2010 7 skomentowało

Ekhem.

Bo podobno ktos to jeszcze czyta.
Faaaajnie bylo by jakis slad zostawic, nie czulabym sie az tak samotnie...
Nie trzeba chyba miec konta na gmail'u, zeby zakomentsic?

Zima, zimno, wieje. I zgubilam gdzies krem do rak. I wcale nie chce mi sie na to Ladies' Night isc. Ale pewnie jutro sie przemoge.
Mloda w szpitalu od wczoraj do jutra: nie dawala sobie nigdy wytlumaczyc jak inhalatora poprawnie uzywac plus latala wszedzie z gola dupa (to ulubione haslo Muski), wiec ja zostawili na obserwacji. Bo astma polaczona z tzw chest infection to juz nie zabawa.
Mam tez w planie od nastepnego tygodnia wprowadzic w zycie plan edukowania Mlodej w sprawach mody. Bo ona twierdzi, ze nowe 'outfits' trzeba jej kupic. Mam zamiar ja nauczyc kombinowania. Zalozylysmy sie, ze z tego co ma w szafie spokojenie co najmniej 10 roznych strojow jej zloze. Bo ma toto dopiero 14 lat, a juz prezentuje calkiem kobieca wymowke, ze 'nie ma na siebie czego zalozyc' :)



środa, 20 października 2010 2 skomentowało

Chorym byc.

Chop przywlokl cos do domu we srode. I od srody mialam mlyn.
Rozpalanie ognia zanim z pracy wrocil, zeby mogl w ciepelku usiasc; gotowanie zarelka, zmywanie, sprzatanie itepe.
Wczoraj dopadlo mnie.
Dzisiaj rano tesciowa nie chciala mi nawet buziaka na dzien dobry dac, zebym jej nie zarazila przed Ladies' Night (o tem potem).
Na Zakladzie mowilam juz szeptem.
Wracam do domu i co? Czeka na mnie ciepelko przed trzaskajacym ogniem? Kolacyjka na stole? Jakis wzgledny porzadek? 
Pfffff.
No ale przeciez ja nie narzekam.


Co do soboty, idziemy na masonskie party. Ladies' Night, czyli podziekowanie dla pan. Mam nadzieje, ze mi sie polepszy zdrowotnie, bo nie mam ochoty stac przez caly wieczor w kaciku, nosem pociagajac.
I to nie takie tam zwykle party podobno - Chop ma prikaz dinner jacket nabyc. Mloda matka odpicowala w rozowa suknie balowa, a ja, z braku laku, kuplam se to (God bless znizke pracownicza :)). Z niebieskimi bucikami i niebieskim fifrokiem na ramionach powinno wygladac znosnie. Nie pytajcie czemu niebieski, tak se wybralam.

Od jutra mam w planie jechac jedynie na tabletkach, syropie i jogortach - co by sie wyleczyc oraz co by w sukience smuklo wygladac. Dobry plan, nie? :)

niedziela, 17 października 2010 0 skomentowało

Ta ostatnia niedzieeeeeelaaaaa...

Uwielbiam dni wolne od pracy, kiedy jestem sama w domu. To chyba syndrom jedynaczki, potrafie swietnie czas sama ze soba spedzac. Glownie na leniuchowaniu, fakt, ale czasami zdarza mi sie tez cos konstruktywnego zrobic :) 
Chop znowu w pracy, dzis pol dnia tylko. Mloda zostawilam wczoraj ze Szwagierka, mam wiec dom/barke tylko dla siebie. Bliss.
Pracowity poranek odbebnilam i teraz sie bycze. A co.
Efektem byczenia jest przeczytane 142 stron Kathy Reichs 'Deja Dead' oraz pomniejszenie zdjec z wczoraj.
Bo zanim Sz. i M. odplynely, poszlysmy pozwiedzac Trafford Center. Niby centra handlowe sa wszedzie takie same, ale przyznam, ze bylam milo zaskoczona.

Food court stylizowany na poklad pasazerskiego liniowca, z basenikiem/sadzawka oraz krzeslami i barierkami jakby zywcem ze statku sciagnietymi. A nad wszystkim niebo pelne gwiazd. 






Do tego alejki w stylu Chinatown i Nowego Orleanu, z restauracyjkami ukrytymi pod charakterystycznymi zadaszeniami.





Reszta w sumie nie rozniaca sie wiele od standartow innych centr handlowych, moze poza dosc ciekawymi malowidlami na scianach i pseudo marmurowymi rzezbami. Ale efekt koncowy stanowczo na plus.


Lodka Sz. byla dokladnie tam, gdzie ja wlascicielka tydzien wczesniej zostawila, zapakowaly prowiant, uzupelnily zapas wody i odplynely.



A ja pojechalam z powrotem do Sheffield, uroczym Snake Pass, wijacym sie przez Peak District. I kto powiedzial, ze prowadzac, nie mozna zdjec robic???? :D







Przestalam jednak zdjecia cykac, jak zaczelo lac (czego mozna sie bylo domyslic z widocznych powyzej, uroczych, chmurek).
Ehh, teskno mi za Bieszczadami jak tamtedy jezdze...

Ps: Tym razem zdjecia wieksze, bo zazalenia byly :P 
    Tzn wieksze beda jak sie na nie kliknie ;) 




sobota, 16 października 2010 0 skomentowało

Mialam naskrobac,...

... to ciagle cos innego wypada. 
Zdjec narobilam mase, wiec nawet jak sie nic ciekawego nie bedzie dzialo, to material notkowy mam juz zaklepany. Ino obrobic musze. A dalej nie znalazlm nic do zdjec pomniejszania - inna sprawa, ze nie poszukuje dosc intensywnie w sumie.
Jutro miala byc wyluzowana sobota, z leniuchowaniem w lozku co najmniej do 9 (!!!) rano, to sie okazalo, ze nie ma kto Szwagierki na jej lodke podwiezc. 
Bo to cala rodzina taka poje... chana... 
Szwagierka lodke teraz ma takoz, mniejsza od naszej znacznie dosyc, zakupila ja pod Birmingham i teraz nia w weekendy plynie do domu. Nie to, ze takie chop siup. Kanalami trzeba na Manchester sie kierowac, potem w strone Leeds i dopiero na dol do nas.
No i jutro wlasnie do Machesteru jedziemy. Bo na razie tam sie jej udalo doplynac. Czyli zegnaj wyluzowany poranku, witaj pobudko o 7 rano. Pfff.

Nic to, poleniuchuje w poniedzialek. Na Zakladzie mam byc dopiero w poludnie :D Chop przyszly tydzien ma wolny, wiec to on bedzie Mloda do szkoly porankami wozil. Ja sie wreszcie wyspie.
Chociaz przyznam, ze przez te ostatnie 5 dni sie z Mlodociana jakos lepiej poznalysmy chyba. Po 4 latach by wreszcie wypadalo, nie? :) Powaznie mowiac, to jak wspomnialam w poprzedniej notce - jakas taka sie, kurna, dorosla lekko zrobila. Latka leca, nie? Ale dobrze, ze leca dzieciom ino, a nie nam :D


Japier...!!!
Kot mi wlasnie na plecy wskoczyl. Menda jedna. Wieczornego memlania czas widocznie. Wyjasnie, jak mi sie go uda wreszcie na filmie uwiecznic, wyglada to przezabawnie :)


Leee, ogien mi zagasl. To spac chyba czas isc wreszcie.
Manczester, here we come! :)



wtorek, 12 października 2010 0 skomentowało

Day off continued

Przyznam, ze pomimo wczesniejszego psioczenia, dzien minal bardzo fajnie.
I ja do tej pory nie wiem jak to sie dzieje, ale kiedy jestesmy z Mloda same, to swietnie sie bawimy. Zastanawiam sie co i dlaczego sie zmienia w obecnosci Chopa. Czy ja zaczynam opierdalac Mloda bo jestem opierdalana przez Chopa? Mozliwe. Mozliwe tez, ze przy ojcu Mloda zachowuje sie inaczej - moze podwazac moje decyzje z nadzieja na to, ze tata stanie po jej stronie. W sytuacji sam na sam nie ma jakby wyboru i robi to, o co sie ja prosi.
Chociaz przyznac musze, ze od wakacji Mloda jakos lepsza troche. Rzadziej jej odbija. Mam nadzieje, ze to nie cisza przed burza, bo w koncu wiek lat 14stu to przeciez dopiero poczatek wojny hormonalnej :)
W kazdym razie udalo sie nam dzisiaj i nudne domowe obowiazki odfajkowac (lista byla, a tso, kazda robila swoje plus razem pojechalysmy oproznic kibelek i smieci wywalic), i obiad razem ugotowac, i spedzic pare godzin na wprowadzaniu Mlodej w swiat blogowania. Taki jej pomysl podrzucilam, na razie sie podjarala, zobaczymy na jak dlugo :)
Jest wiec juz blog, jest wybrany przez nia layout, sa pierdolki pododawane, nie ma jeszcze tylko pierwszej notki. Bo w polowie pisania sie okazalo, ze to juz bed time niestety :)
Aha, bo zapomnialam przeciez powiedziec, ze Chop w robocie do jutra. Odnawiaja barki jakies w suchym doku w Thorne, i zeby szybciej skonczyc, odbebniaja dlugie dniowki oraz co drugi dzien tam nocuja.
To ja dokoncze teraz moze mojego drineczka, co se to go zrobilam jak Mloda na biala sale wybyla i tez w posciel uderze. Musze sie nacieszyc brakiem chrapania oraz calym lozkiem na wlasnosc (zwykle jestem dosc brutalnie przycisnieta do sciany, ale oczywiscie w kwestii wyjasnien slysze, ze on sie tylko przeciez do mnie przytula).
Night.
0 skomentowało

Day off

W tym tygodniu weekend mam w poniedzialek i wtorek. Tez fajnie.
Chociaz nie bede nikogo oszukiwac, uwielbiam to :D
Chop w pracy (tak, wiem, ewenement...), Mloda w szkole, tylko ja i prywatne zoo.
Plan dnia:
- zamiast porannego leniuchowania bez budzika, zryw o 7 rano i pomoc wyzej wymienionym w wyekspediowaniu do pracy/szkoly;
- Mloda trzeba do tej szkoly podwiezc;
- powrot na barke i poranny spacer z psia czescia zoo;
- nakarmienie czworonogow;
- sniadanie wlasne (czworonogi trza nakarmic wczesniej, bo inaczej siedza kolo stolu i skamla/w talerz sie gapia);
- kawka, papierosek i internet :) ;
- zimno mi sie przy tej kawce zrobilo, wiec: porabanie drewna na male kawalki i rozpalanie ognia w piecu;
- napelnienie generatora: czerwony diesel, ktorego uzywamy, wyglada zupelnie jak sok wisniowy (nie mam w planie smakowac :));
- wlaczenie generatora i wstawienie prania;
- rozpalenie w piecu po raz drugi, bo zdazylo zgasnac;
- przytaskanie kubelka drewna;
- odkurzanie (przy owczarku alzackim trzeba odkurzac codziennie, siersciuch jeden!);
- mycie naczyn;
- sortowanie ciuchow w sypialni, bo dziwnym trafem wsio zawsze laduje na podlodze;
- wieszanie prania;
- internet :D
- odbior Mlodej ze szkoly;
- kurna!!!!!
To ja juz wole do roboty codziennie chodzic. Serio serio. I wole, jak Chop sie w kure domowa bawi. Jedyny szkopul w tym, ze on w 3 dni zarabia tyle co ja w tydzien. Heh.


Dopiescilam wyglad bloga, lepiej juz nie bedzie. A rdza dalej mi sie podoba.
Uwielbiam tez fakt, o czym juz wczesniej wspominalam, ze kopia robocza sie sama non stop zapisuje!


House M.D., sezon pierwszy, dotarl wczoraj. Witajcie zarwane nocki! :)


Ide do ognia dolozyc...



poniedziałek, 11 października 2010 0 skomentowało

Chomik

Podkradlam kompa Chopu i zdjecia obrobilam. Wiec prosz, seria 'Chomik'.

 O, nowa zabawka?

Nowa kuweta??

Tam sie cos rusza!

Nie wiedzialem, ze kocie zarcie jest teraz w plastikowych pudelkach...

Chomik czuje sie juz chyba jak w domu Wielkiego Brata, za kazdym razem jak wychodzi ze swojej kanciapki, obserwuja go trzy (glodne?) pary oczu :D (Drugi pies za malo od ziemi odstaje i sie na zdjeciach nie zmiescil :))
niedziela, 10 października 2010 0 skomentowało

Ta-dam!

Zdecydowalam sie na przenosiny. 
A bo tak.
Tutaj podobno latwiej sie dodaje posty i zdjecia, spodobalo mi sie takze nowe tlo, bo takie, hmm, swojskie :D
Z tego co widze, blogger sam co i rusz zapisuje tez wersje robocza posta, dzieki czemu bedzie mozna uniknac darcia mordy w przyszlosci, kiedy to po nacisnieciu zlego klawisza notka poszlaby sie j... :D
To tak tytulem wprowadzenia.
Tytulem historii, tedy prosz: betaa.blog.pl
A tytulem ciagu dlaszego - stay tuned :)
Chwilowo odkrylam wlasnie, ze moj laktop nie posiada programu Paint, wiec musze wymyslic nowy sposob na zmniejszanie zdjec z mojego telefonu. Ktos ma jakies sugestie?
 
;