Chop znowu w pracy, dzis pol dnia tylko. Mloda zostawilam wczoraj ze Szwagierka, mam wiec dom/barke tylko dla siebie. Bliss.
Pracowity poranek odbebnilam i teraz sie bycze. A co.
Efektem byczenia jest przeczytane 142 stron Kathy Reichs 'Deja Dead' oraz pomniejszenie zdjec z wczoraj.
Bo zanim Sz. i M. odplynely, poszlysmy pozwiedzac Trafford Center. Niby centra handlowe sa wszedzie takie same, ale przyznam, ze bylam milo zaskoczona.
Food court stylizowany na poklad pasazerskiego liniowca, z basenikiem/sadzawka oraz krzeslami i barierkami jakby zywcem ze statku sciagnietymi. A nad wszystkim niebo pelne gwiazd.
Do tego alejki w stylu Chinatown i Nowego Orleanu, z restauracyjkami ukrytymi pod charakterystycznymi zadaszeniami.
Reszta w sumie nie rozniaca sie wiele od standartow innych centr handlowych, moze poza dosc ciekawymi malowidlami na scianach i pseudo marmurowymi rzezbami. Ale efekt koncowy stanowczo na plus.
Lodka Sz. byla dokladnie tam, gdzie ja wlascicielka tydzien wczesniej zostawila, zapakowaly prowiant, uzupelnily zapas wody i odplynely.
A ja pojechalam z powrotem do Sheffield, uroczym Snake Pass, wijacym sie przez Peak District. I kto powiedzial, ze prowadzac, nie mozna zdjec robic???? :D
Przestalam jednak zdjecia cykac, jak zaczelo lac (czego mozna sie bylo domyslic z widocznych powyzej, uroczych, chmurek).
Ehh, teskno mi za Bieszczadami jak tamtedy jezdze...
Ps: Tym razem zdjecia wieksze, bo zazalenia byly :P
Tzn wieksze beda jak sie na nie kliknie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz