środa, 27 kwietnia 2011

Lontek fajny byl...

... chociaz zwiedzanie ograniczylismy do Notting Hill i marketu na Portobello Road. A jakie ceny, ranyboskie! 
Ja wiem, ze tam sie wiecej zarabia, ale co to za oferta: 2 butelki wina za £10?? U nas za dyche to sa trzy w ofercie. Pomine juz moze tez fakt, ze trzyosobowa kolejka piw w kanjpie to ponad £10. Zdzierstwo :)
Reszta Swiat uplynela troche taniej, bo w niedziele bylismy na polskim wielkanocnym sniadaniu, angielskim wielkanocnym grillu i wieczornej kolacji na farmowym ogrodku. Daaaawno sie tak w jeden dzien nie nazarlam... Z tego powodu tez od wczoraj jestem na diecie NieZryjDuzo - moze pomoze.
Latam tez na autobus znowu, bo Chop auto zaklepal na ten tydzien.
I zauwazylam po raz kolejny, ze jak przestajemy szukac to znajdujemy - dopiero co w niedziele psioczylam, ze dalej drugiego auta brak, a wczoraj znajomy zaesemesowal, ze widzial tani samochod na sprzedaz. Postanowilam tym razem sprawy wziac we wlasne rece i.... 
Ta-dam!
Mam! Kupilam!! :D
Tyle ze kwestia ubezpieczenia mnie przerosla. Bo niby wszystko ladnie pieknie mozna na necie zalatwic, i tak w sumie nam sie udalo z Lagunka w zeszlym roku, a tu mi nikt dzisiaj nie pozwala zaplacic, tylko pokazuja cene i kaza dzwonic rano szczegoly omawiac. Bastards!
Wiec mykam na biala sale, rano pobudka w celu ubezpieczycieli obdzwaniania. Bo sie zawzielam i przed praca to zalatwie!! (albo pojade na zaklad autem nieubezpieczonym.... ;))



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
;